Nazwa
zespołu: MOONLOOP
Tytuł płyty:
Deeply From The Earth
Utwory: Awaking
Spirals Of Time; Beginning Of The End; A Life Divided; Fading Faces; Strombus;
Deceiving Time; Legacy Of Fear; Wailing Road; Landscape; Atlantis Rising
Wykonawcy: Eric
Baule – wokal, gitary; Juanjo Martin – gitary, wokal; Raul Payan – instrumenty
perkusyjne; Vic A. Granell – gitara basowa
Wydawca: Listenable
Records
Rok wydania: 2012
Ale numer, ale jaja! Słucham
sobie pewnego razu płyty „Deeply From The
Earth” i myślę: jak nic zalatuje Opethem tu i ówdzie. Szukam potem jakiegoś
wywiadu z Moonloop żeby się co nieco dowiedzieć o tym mało znanym u nas zespole
i co znajduję? Wywiad z Mikaelem Akerdfeldem przeprowadzony przez Erica Baule’a
– frontmana Księżycpętli, dla magazynu Rockzone.
Oprócz wyraźnie wyczuwalnych
wpływów Opeth, w muzyce zawartej na tym albumie słychać też nieco francuskiej Gojiry,
szczególnie w cięższych riffach. Sama nazwa zespołu Moonloop kojarzyć się może
z EPką Porcupine Tree o takim tytule. Będzie to dobre skojarzenie, bo czyste
wokale Erica przypominają nieco manierę wokalną Stevena Wilsona. Baule używa
też growlu – wówczas brzmi jak młodszy brat Franka Mullena z Suffocation. Już
taka mieszanka jest intrygująca a zapewniam, że Moonloop ma więcej do
zaoferowania niż wzbudzenie kilku skojarzeń.
Choć Moonloop określany jest jako
zespół grający tzw. progressive death metal, to szczególnego silenia się na
szpanerkę techniczną na szczęście tu nie ma. Słychać natomiast, że muzycy tego zespołu
to nie są starzy wyjadacze w rutynie zatopieni. Często grają gęsto, ale chyba wynika
to z młodzieńczego zapału i jakowegoś niewyżycia. Ciekawych riffów jest na tej
płycie w cholerę i trochę. Dodatkowo, często są one świetnie dopełniane melodiami
i smaczkami gitary prowadzącej, gitarą akustyczną a nawet brzmieniem sitaru. Nie
będę wyróżniał niektórych utworów ze względu na zajebiaszczość gitar.
Praktycznie w każdym kawałku jest coś fajnego. Szybkie znudzenie się dźwiękami „Deeply From The Earth” nie grozi, bo z każdym
przesłuchaniem można odkryć coś nowego.
Mimo, że kolejne części utworów
niejednokrotnie mocno ze sobą kontrastują, to jednocześnie ma się wrażenie, że
muzyka ta bardziej jest rzeką o nieuregulowanym korycie niż zbiorem bombowych
odłamków. Jest tak dzięki pracy gitarzystów, ale nie tylko. Bębniarz Raul Payan
często gra jakby tańczył na linie. Co rusz można usłyszeć, że zaraz zleci, ale
skubaniec jeden nie zlatuje. Słucha się więc Moonloopa w napięciu, przez co na
koniec np. utworu „Atlantis Rising”
może się pojawić pytanie: jak to 11 minut (tyle trwa ten najdłuższy na płycie numer)?
Przeleciało jak piłeczka po serwisie Nadala.
Jeszcze jedna ciekawa sprawa
związana z Moonloop. Kapela ta pochodzi z Hiszpanii. Nie wiem czy produkcja oliwek
i bieganie dookoła niemieckich turystów jest tak absorbujące, że tak mało
zespołów z tego kraju mocniej zaznacza się na metalowej mapie? Mam nadzieję, że
Moonloop trochę zmieni ten stan rzeczy. Cholera, założyłbym t-shirt tej kapeli
i nawet mdłe logo mnie nie odstrasza.