Nazwa zespołu: BIFFY
CLYRO
Tytuł płyty: Opposites
Utwory:
CD 1 – The
Sand At The Core Of Our Bones: Different People; Black Chandelier; Sounds
Like Balloons; Opposite; The Joke’s On Us; Biblical; A Girl And His Cat; The
Fog; Little Hospitals; The Thaw
CD 2 – The
Land At The End Of Our Toes: Stingin’ Belle; Modern Magic Formula; Spanish
Radio; Victory Over The Sun; Pocket; Trumpet Or Tap; Skylight; Accident Without
Emergency; Woo Woo; Picture A Knife Fight
Wykonawcy: Simon Neil; Ben Johnston; James Johnston
Wydawca: 14th
Floor Records
Rok wydania: 2013
Już nie raz natknąłem się na
pogląd, że Biffy Clyro to obecnie jeden z najważniejszych brytyjskich zespołów
rockowych. Im bardziej upowszechnia się takie zdanie, tym większe są
oczekiwania wobec tego tria. Decyzję, aby nagrać dwupłytowy album z premierowym
materiałem, podejmuje nie „nadzieja” sceny, ale zespół o ugruntowanej pozycji.
Tylko czy w przypadku Biffy Clyro jest to trafna decyzja?
Taki skok na głęboką wodę w
wykonaniu Biffy Clyro, mógł się udać. Wielu fanów rocka lubi, gdy ktoś idzie
pod prąd, często wbrew zdrowemu rozsądkowi. W czasach, gdy nikt nie ma (nie
chce mieć?) czasu na słuchanie płyt, a dla większości potencjalnych odbiorców
takiej muzyki bardziej inspirujące są kolejne obrazki z serii demotywatory, zespół
rockowy może wzbudzić szacunek swoją przekorną postawą. Druga sprawa to możliwości,
jakie Biffy Clyro ma na bazie swoich wcześniejszych dokonań. Ta kapela składa
się z ludzi wychowanych na grunge’u, ale niepozbawionych ambicji, aby nieco
zamieszać w swoich piosenkach łychą z wygrawerowanym logo Rush. Nie bez
znaczenia pozostaje też fakt, że Biffy Clyro miało po prostu finansowe możliwości,
aby nagrać dwupłytowy album o bogatym brzmieniu (mnóstwo gości i rozbudowane
instrumentarium), ponieważ mieli wsparcie Warner Music Group Company a dwa
poprzednie albumy sprzedawały się bardzo dobrze. Z tych możliwości skwapliwie
skorzystali. Na nagrania pojechali do studia The Village Recorder w Kalifornii.
Choć głównym producentem albumu został Garth
„GGGarth” Richardson, to zaangażowano również m.in. Clinta Mansella (autor
muzyki np. do filmów „Requiem for a Dream”
czy „The Fountain” – jednego z
ulubionych filmów wokalisty Simona Neila) czy Davida Campbella, który pomagał w
przeszłości takim wykonawcom jak Metallica czy Kiss. Oprócz tego na „Opposites” gościnnie występują:
wspierający grupę na koncertach Michael Vennart, sympatyczni Meksykanie grający
na co dzień w kapeli mariachi, stepująca Alyssa Suede i wielu innych.
Mając te wszystkie możliwości Biffy
Clyro nie nurkuje w jakiś szalony koncept album, nie nagrywa muzyki do
nieistniejącego filmu, nie tworzy rock opery, nie porywa się na co najmniej
kilkunastominutowe rockowe suity, lecz zapełnia dwa krążki mniej lub bardziej
przebojowymi piosenkami. Najzwyczajniej w świecie. Jakąś namiastką tego, co by
było gdyby zanurkowali, jest utwór „The
Fog”. Nietypowy jak na ten zespół jest numer „Skylight”, bliższy twórczości J.M. Jarre’a, niż tego, co
najczęściej wykonuje Biffy Clyro. Pozostałe piosenki nie zaskakują już tak
bardzo. Przy większości z nich zanotowałem sobie jakiś fragment, który da się
opisać jako „typowy Biffy stadionowy”.
Trzeba jednak przyznać, że choć
album jako całość nie powala, to zawiera świetne melodie wokalu, zostające z
słuchaczem na dłużej. Jest też całe mnóstwo gitarowych motywów urzekajacych swą
prostotą i chwytliwością (szczególnie wyróżnię pod tym względem „Woo Woo”). Rytmicznie piosenki Biffy
Clyro są dopracowane do perfekcji. Nawet jeśli Szkoci grają jakieś nietypowe
podziały, to wszystko hula jak trzeba, a i poskakać człowiek ma ochotę. Z
całego zbioru „Opposites” najlepsze
są numery, które są zarazem naszpikowane pomysłami oraz grzeszą przebojowością:
niesamowicie nośne „Different People”
i „Sounds Like Balloons”, pełen energii „Modern Magic Formula”, najbliższy grunge’u „Little Hospitals”, porywający „Stingin’
Belle”, poprawiacz nastroju pod tytułem „Spanish Radio”, posuwisty „Trumpet
Or Tap”, majestatyczno-luzacki „Accident
Without Emergency” oraz zbudowany na ciekawym kontraście „The Thaw”.
Same dobre rzeczy można napisać o
tym jak ten album został wydany. Okładka powstała w StormStudios – pracowni
Storma Thorgersona, który tworzył już dla Biffy Clyro a także dla m.in. Pink
Floyd, Megadeth czy Anthrax. Frontowy obrazek przykuwa uwagę i nie da się
zapomnieć. Dodatkowy krążek dvd zawiera film o powstawaniu „Opposites”. Rzecz została wykonana na
najwyższym poziomie.
„Opposites” stawiają mnie na rozdrożu. Z jednej strony jestem nieco zawiedziony, że zespół nie zaryzykował i nie spróbował stworzyć jakiegoś szalonego dzieła na pograniczu rocka i muzyki filmowej, albo przynajmniej w nawiązaniu do tytułu albumu, wyraźniej zarysować koncept np. wypełniając jeden krążek utworami przsiąkniętymi elektroniką jak w „Skylight” a drugi typowo rockowym czadem. Z drugiej strony jednak, świetnych piosenek tu nie brakuje i słucha się tego zbioru bardzo dobrze. Czy sam zespół też znalazł się na rozdrożu? To chyba najlepiej wiedzą Simon Neil i bracia Johnston.