Nazwa zespołu:
COLOSSUS
Tytuł płyty:
Wake
Utwory:
A Stir of Slumber; Traitors Gate; Reflections of the Arcane;
Ruinbuilder; Pillars of Perenity; Suncarrier; Kingdoms; Cloudhead;
Fungal Garden
Wykonawcy: Niklas
Eriksson – wokale, gitary; Thomas Norstedt – perkusja; Peter Berg
– gitara basowa
Wydawca: Perenity
Rok wydania: 2013
Robiąc niedawno zakupy w
jednym ze sklepów natrafiłem na pieczywo, które nosiło nazwę
„chleb drwala”. Od razu włączyło mi się pozytywne
skojarzenie. Zjem takiego chlebka to krzepy mi przybędzię itd.. Gdy
słucham albumu „Wake” sztokholmskiej grupy Colossus to
włącza mi się myśl, że takie pieczywo i muzyka Szwedów mają ze
sobą więcej wspólnego niż np. bułka jagodzianka i twórczość
Misty In Roots.
Pamiętam jakiej gorączki
dostałem gdy natrafiłem w sieci na kawałek „Pillars
of Perenity” z tej płyty pochodzący.
Jestem w szoku do dziś. W skrócie opisze ten kawałek jako lawinę
w lesie. Nowa kapela ludzi nieznanych a brzmi tak soczyście
zajebiście. Jak oni to zrobili? Chyba nie leżakowały te nagrania w
dębowych beczkach? Nie dziwi mnie, że udało im się namówić L.G.
Petrova (wokalista Entombed) do gościnnego występu w tej piosence.
Brzmienie
Colossus to największy skarb tej kapeli. Pachnie drewnem na kilometr
i świetnie pasuje do składników kompozycji. Składniki te, to
mastodonto-podobne szaleństwo z odrobiną djentowej gimnastyki
obleczone w postmetalowe migotanie i połatane kawałkami grunge'owej
kraciastej koszuli. Do tego dochodzą niespodzianki jak np. zaśpiewy
niczym z minaretu w piosence “Suncarrier”.
Wokal Niklasa Erikssona to nie jest jakiś rzep do psiego ogona
przyczepiony. Słuchając go widzę człowieka stojacego nad skarpą
czy innym klifem wykrzykującego swój ból, ale nie biadolącego.
Gość ma zadziorny głos, który równie dobrze sprawdziłby się w
jakiejś punkowej załodze. Nawet końcówka utworu “Fungal
Garden” mimo, że szczególnie
nostalgiczna to jednak nie jest użalaniem się nad sobą i wszystkim
dookoła.
Słychać na tej płycie,
że Colossus to zespół, który spędził trochę czasu w sali prób
a nie jakiś projekt gości, którzy wymieniają się plikami. Gdy
pojawia się wokal Niklasa, wówczas jego gitara często zaczyna grać
prościej. W powstałą tak przestrzeń wlewa się dźwiękowa masa
sekcji rytmicznej. Szczególnie perkusyjna zamieć wdziera się do
uszu. Thomas Norstedt to taki sludge'owy Mitch Mitchell na śledziach
z Bałtyku chowany. W kawałku „Kingdoms” dodatkowo
gościnnie pojawia się Morgan Ǻgren - zdrowo popieprzony bębniarz
współpracujący z Fredrikiem Thordentalem z Meshuggah. Efekt jest
taki, że numer ten brzmi niczym gonitwa z obijaniem się o świerkowe
pniaki.
Nietuzinkowy i melodyjny
wokal, umiejętnie wplecione w niektóre utwory fragmenty bliskie
improwizacji (być może z nich się wywodzące), nieszablonowe
podejście do brzmienia – to wszystko sprawia, że Colossus
potencjał ma naprawdę spory. Może nieco brak na płycie „Wake”
drugiej gitary, która prowadziła by intrygujące melodie. Może
przez to za mało w tej muzyce chwytliwości? Wierzę jednak, że
Szwedzi, przy sprzyjających okolicznościach, w przyszłości
zdziałają wiele, bo przebłyski geniuszu słychać np. w utworze
„Traitors Gate”.
Warto zwrócić uwagę na ten debiutujący zespół, zwłaszcza jeśli
lubi się trochę zakręcone, organiczne i dość mocne granie.