sobota, 1 marca 2014

COLOSSUS - Wake

Nazwa zespołu: COLOSSUS

Tytuł płyty: Wake

Utwory: A Stir of Slumber; Traitors Gate; Reflections of the Arcane; Ruinbuilder; Pillars of Perenity; Suncarrier; Kingdoms; Cloudhead; Fungal Garden

Wykonawcy: Niklas Eriksson – wokale, gitary; Thomas Norstedt – perkusja; Peter Berg – gitara basowa

Wydawca: Perenity

Rok wydania: 2013


Robiąc niedawno zakupy w jednym ze sklepów natrafiłem na pieczywo, które nosiło nazwę „chleb drwala”. Od razu włączyło mi się pozytywne skojarzenie. Zjem takiego chlebka to krzepy mi przybędzię itd.. Gdy słucham albumu „Wake” sztokholmskiej grupy Colossus to włącza mi się myśl, że takie pieczywo i muzyka Szwedów mają ze sobą więcej wspólnego niż np. bułka jagodzianka i twórczość Misty In Roots.

Pamiętam jakiej gorączki dostałem gdy natrafiłem w sieci na kawałek „Pillars of Perenity” z tej płyty pochodzący. Jestem w szoku do dziś. W skrócie opisze ten kawałek jako lawinę w lesie. Nowa kapela ludzi nieznanych a brzmi tak soczyście zajebiście. Jak oni to zrobili? Chyba nie leżakowały te nagrania w dębowych beczkach? Nie dziwi mnie, że udało im się namówić L.G. Petrova (wokalista Entombed) do gościnnego występu w tej piosence.

Brzmienie Colossus to największy skarb tej kapeli. Pachnie drewnem na kilometr i świetnie pasuje do składników kompozycji. Składniki te, to mastodonto-podobne szaleństwo z odrobiną djentowej gimnastyki obleczone w postmetalowe migotanie i połatane kawałkami grunge'owej kraciastej koszuli. Do tego dochodzą niespodzianki jak np. zaśpiewy niczym z minaretu w piosence “Suncarrier”. Wokal Niklasa Erikssona to nie jest jakiś rzep do psiego ogona przyczepiony. Słuchając go widzę człowieka stojacego nad skarpą czy innym klifem wykrzykującego swój ból, ale nie biadolącego. Gość ma zadziorny głos, który równie dobrze sprawdziłby się w jakiejś punkowej załodze. Nawet końcówka utworu “Fungal Garden” mimo, że szczególnie nostalgiczna to jednak nie jest użalaniem się nad sobą i wszystkim dookoła.

Słychać na tej płycie, że Colossus to zespół, który spędził trochę czasu w sali prób a nie jakiś projekt gości, którzy wymieniają się plikami. Gdy pojawia się wokal Niklasa, wówczas jego gitara często zaczyna grać prościej. W powstałą tak przestrzeń wlewa się dźwiękowa masa sekcji rytmicznej. Szczególnie perkusyjna zamieć wdziera się do uszu. Thomas Norstedt to taki sludge'owy Mitch Mitchell na śledziach z Bałtyku chowany. W kawałku „Kingdoms” dodatkowo gościnnie pojawia się Morgan Ǻgren - zdrowo popieprzony bębniarz współpracujący z Fredrikiem Thordentalem z Meshuggah. Efekt jest taki, że numer ten brzmi niczym gonitwa z obijaniem się o świerkowe pniaki.

Nietuzinkowy i melodyjny wokal, umiejętnie wplecione w niektóre utwory fragmenty bliskie improwizacji (być może z nich się wywodzące), nieszablonowe podejście do brzmienia – to wszystko sprawia, że Colossus potencjał ma naprawdę spory. Może nieco brak na płycie „Wake” drugiej gitary, która prowadziła by intrygujące melodie. Może przez to za mało w tej muzyce chwytliwości? Wierzę jednak, że Szwedzi, przy sprzyjających okolicznościach, w przyszłości zdziałają wiele, bo przebłyski geniuszu słychać np. w utworze „Traitors Gate”. Warto zwrócić uwagę na ten debiutujący zespół, zwłaszcza jeśli lubi się trochę zakręcone, organiczne i dość mocne granie.