Nazwa zespołu:
SATYRICON
Tytuł płyty:
Satyricon
Utwory:
Voice Of Shadows; Tro Og Kraft; Our World, It Rumbles Tonight;
Nocturnal Flare; Phoenix; Walker Upon The Wind; Nekrohaven; Ageless
Northern Spirit; The Infinity Of Time And Space; Natt; Phoenix
(recording session rough mix); Our World, It Rumbles Tonight (deeper
low mix); Natt (wet mix)
Wykonawcy:
Satyr – wokale, gitary; Frost - perkusja
Wydawca:
Roadrunner Records
Rok wydania: 2013
Na wstępie muszę
zaznaczyć żeby było jasne i nikt się niepotrzebnie nie męczył,
że nie załapałem się nigdy na fascynację tzw. norweskim black
metalem. Po prostu stoję sobie z boku i się przysłuchuję czasami
co tam we fiordach piszczy, szumi i bulgocze. Satyricon to zespół,
który potrafi zaciekawić wiele szerszą rzeszę ludzi niż
specyficzną odmianę neurotycznych chłopców i dziewczynek z
zapałkami. Po pięciu latach od ostatniego krążka Norwegowie
powracają z nowym albumem, na dodatek zatytułowanym „Satyricon”.
Taki tytuł to coś jak
deklaracja albo i podsumowanie. Być może jest to ostatnia płyta
tego zespołu? Osobiście mam nadzieję, że nie, ale pożyjemy
zobaczymy. Muzyka Satyricona zmieniała się na przestrzeni lat i
przez to nagranie płyty, która nie jest debiutancką a
zatytułowanej nazwą zespołu to zadanie dość trudne i ryzykowne.
Tu wskakuje pierwszy plus dla kapeli bo jeśli ten album miał
pokazać różne odcienie ich muzyki to zadanie udało się
zrealizować. Jest tu i wścieklizna (np. w „Ageless
Northern Spirit”) i granie bardziej
hiciowate przez niektórych nazywane black'n' roll (np w
„Nekrohaven”),
jest monumentalizm (np. w „The
Infinity Of Time And Space”) a nawet
jakiś prześwit ludowizny („Natt”).
Jest wreszcie cecha za którą wielu ceni ten zespół, tj próbowanie
czegoś nowego. Chodzi oczywiście o „Phoenix”,
który dzięki udziałowi Siverta Høyema zabrzmiał jak skrzyżowanie
Satyricon z Nickiem Cavem.
Kolejne
plusy zespół zbiera za kapitalne brzmienie oraz to jak zagrali.
Gitary raz tną konkretnie a za chwilę rozbłyskują w pożodze.
Weźmy pilotujący album utwór „Our
World, It Rumbles Tonight”.
Coś takiego tu właśnie słychać. Do tego dochodzi gitarowy
kontrapunkt, który może nie powala, ale wzbudza ciekawość. W
świetnej formie jest Frost. „Ageless
Northern Spirit”
słuchałem już dziesiątki razy ale współpraca gitar i perkusji w
tym numerze (i nie tylko w nim) wciąż zachwyca. Wokalnie też jest
cacy. Satyr przekonywująco harczy a gadane momenty np w „Nocturnal
Flare”
dodają odpowiedniego klimatu. Skromnie dawkowane klawisze również
świetnie wywiązują się ze swej roli. W ogóle umiejętność
wytwarzania frapującej atmosfery jest nieprzeciętna. Przykładem
może być już pierwszy numer z wokalem czyli „Tro
Og Kraft”
w którym przeplatanie czadu ze spokojnieszymi tajemniczymi
fragmentami wypada kapitalnie.
Nie
mogę się jednak pozbyć wrażenia, że choć „Satyricon”
słucha się bardzo dobrze i z zaciekawieniem, to najlepsza jazda
zaczyna się od utworu szóstego. „Walker
Upon The Wind”
prezentuje thrashujący Satyricon. Niechby Ramones albo i nawet
Nirvana chcieli grać jak Bathory (lub vice versa), to może
wcześniej taki kawałek jak „Nekrohaven”
byłby powstał. To koncertowy pewniak. „Ageless
Northern Spirit”
to karabinowy ostrzał i kurzu opadanie gdy już za linią frontu
wszyscy leżą rozpieprzeni w drobny mak. „The
Infinity Of Time And Space”
jest jak samotny świerk na wrzosowisku – góruje nad wszystkim
wokół i potrafi zaskakiwać nawet po wielu przesłuchaniach.
Wreszcie „Natt”
idealnie pasuje na zakończenie płyty.
„Satyricon”
to bardzo dobry album wypełniony ciekawymi utworami. Być może
bardziej przypadnie do gustu fanom takich płyt jak „Volcano”
czy „Now
Diabolical”
niż zwolennikom „Nemesis
Divina”
albo „Rebel
Extravaganza”.
Żeby docenić satyriconowe dźwiękiem malowanie na nowej płycie
wystarczy olać podziały i zaakceptować fakt, że ten zespół jest
bardziej jak satelita, który śmiga między różnymi planetami niż
jądro czarciej polewki.