Nazwa zespołu:
KUKIZ
Tytuł płyty:
Siła i honor
Utwory:
Intro; Tu moja góra; Heil Sztajnbach; 17 Września; Obława;
Ratujcie nasze dusze; Boa; Old Punk; Twoje słowo; Homo Politicus;
Krew; Koniec Końców
Wykonawcy:
Paweł Kukiz – wokal; Wojciech “Amorek” Cieślak – gitary;
Rafał Paczkowski – insytumenty klawiszowe, programowanie; Paweł
Stępień – perkusja; Andrzej Adamiak – gitara basowa; Leszek
Matecki - gitary
Wydawca: Sony
Music Entertainment Poland
Rok wydania: 2012
Dlaczego, chociaż lepiej
czyta mi się sienkiewiczowskie „Ogniem i mieczem”, to
jednak wolę „Potop”? Odpowiedź tkwi w losach i
charakterach głównych bohaterów. Kmicic jest o wiele ciekawszy niż
Skrzetuski. Podobnie jest z rockowymi muzykami. Paweł Kukiz to
postać tak barwna, że słynna, nie wiedzieć czemu łatwopalna
(sic!), tęcza jawi się przy nim co najwyżej jako papier toaletowy.
Śpiewał w piosenkach tak różnych stylistycznie i w tak
przecudacznych duetach. Wreszcie po wielu latach na scenie nagrał
album solowy.
Nie sposób pominąć
kontekstu politycznego związanego z płytą zatytułowaną „Siła
i honor”. Nie zdziwiłbym się gdyby ktoś powiedział, że ma
w dupie ten krążek bo Kukiz to przecież oszołom, katol, pisior
etc. i przekreśla go bez wysłuchania płyty. Sam się złapałem na
tym, że gdy usłyszałem taki tytuł to pierwsze skojarzenie
wędrowało w jakieś skinheadowskie klimaty. Tak to człowiek jest
wyprany przez mainstreamową propagandę poprawności politycznej, że
siła i honor jawią się niczym jakieś brzydkie słowa. Tymczasem
ta płyta nie jest polityczna w przekazie i tematyce. Jeśli już to
bardziej historyczna, ale też nie do końca.
Nie jest to też koncept
album. Jeśli natomiast miał takowym być to pod tym względem jest
dość nieudolny. Jedynie sprawia wrażenie koncept albumu gdy po
ćwierkającym intro wchodzi góralska sielanka, która zostanie
podeptana następnym utworem „Heil
Sztajnbach”. Jednak ten numer jest
bardziej o niemieckich resentymentach niż inwazji na Polskę. Gdyby
był jakimś opisem tego co się stało na początku września 1939
r. to z następnym po nim utworem „17
Września” układałby się w
logiczną chronologicznie ułożoną całość, ale tak nie jest.
Poza tym pozostałe utwory już tak łatwo nie pasowałyby do
układanki. Całość łączy jednak perspektywa człowieka
zatroskanego o los ojczyzny.
Muzycznie
większość kawałków utrzymana jest w klimacie mocnego rocka z
okolic gdzie Killing Joke spotyka się z Rammstein. Chociaż sporo tu
dobrych motorycznych riffów, to trochę czasu minęło aż
przywykłem do zduszonego brzmienia gitar i bębnów na tym albumie.
Mimo, że nie lubię takiego brzmienia to oddać muszę, że pasuje
ono do niepokojącej atmosfery (spory w tym udział programowania i
klawiszy nagranych przez Rafała Paczkowskiego – również
producenta muzycznego tej płyty) muzyki i tekstów. Kukiz nie byłby
jednak sobą gdyby cała płyta była jednorodna muzycznie. Mamy więc
także muzykę ludową („Tu moja góra” z udziałem
Góralskiej Kapeli Grapa), oraz dźwięki niczym z przedstawienia
teatralnego („17 Września” czy „Ratujcie nasze
dusze” - utwór Włodzimierza Wysockiego obecny wcześniej w
kukizowej wersji na płycie „Flower Power” zawierające
protest songi w wykonaniu znanych polskich wokalistów, m.in. Edyty
Geppert czy Kazika). Wokal idzie na całego. Posłuchajcie jak
różnie, a przy tym zawsze świetnie, są zaśpiewane np „17
Września”, „BOA” czy „Krew”.
Album „Siła
i honor” będzie też istotny dla fanów nie tylko samego Pawła
Kukiza, ale również zespołu Piersi, którego był liderem przez
wiele lat. Ta płyta pokryta jest zbyt wieloma tropami prowadzącymi
do Piersi, aby to zignorować. Gitary nagrał i współtworzył kilka
kompozycji Wojciech „Amorek” Cieślak - dawny muzyk tego
zespołu. Współkompozytorem w numerze „Heil Sztajnbach” jest
natomiast basista Zbyszek „Dziadek” Moździerski. We
wkładce jest też informacja, że aranż do przeróbki (bardzo
dobrej zresztą) słynnej „Obławy” to pomysł Piersi
właśnie.
Mimo tak
wyraźnych tropów, dobrze się stało, że ten krążek nie wyszedł
pod szyldem Piersi. Nie ma tu bowiem ani grama humoru i pastiszowego
jajcarstwa. Cały album to kolejne świadectwo kukizowej przekory i
zaangażowania. Potwierdza to fragment jednego z wywiadów: „Kiedy
nagrywałem płytę czasem pojawiały się myśli, że może
przesadzam z tym epatowaniem patriotyzmem, że może nie jest tak
źle, że może po prostu się starzeję, użalam i szukam dziury w
całym. Ale kiedy zobaczyłem tą jednomyślność rozgłośni w
kwestii "niesłuszności" płyty (żadna rozgłośnia
radiowa nie chciała objąć patronatem tego albumu – przyp. red.),
utwierdziłem się tylko w przekonaniu, że zrobiłem to, co
powinienem”. Poza tym jest tu kilka wątków osobistych Pawła
Kukiza, które będąc na płycie solowej dodają jej wartości i
autentyczności. Na przykład w tekście do „Heil Sztajnbach”
padają słowa odnoszące się do dziejów rodziny muzyka:
„Jeden
we Lwowie a drugi w Auschwitz
O dziadkach
moich mówię”
Co ciekwe,
na krążku oprócz typowych informacji i nazwiska muzyka
wydrukowanego odpowiednią czcionką, jest też odcisk palca. Czy
należy on do wokalisty? Tego nie wiem, ale na pewno jest
symbolicznym zaznaczeniem osobistego charakteru tej muzyki.
Na wstępie
zaznaczyłem wielobarwność postaci Pawła Kukiza. Płyta „Siła
i honor” chociaż na wskroś poważna i zaangażowana, tej
cechy nie zamazuje. Przeciwnie jest jej odbiciem, choć nie takim
jakiego wielu się spodziewało. Komuś kto posłucha tego albumu
przysłowiowym jednym uchem być może wyda się nieznośnie
cierpiętnicza. W rzeczywistości mamy tu co prawda gorzkie żale (np
“Ratujcie nasze dusze”), ale są też: poczucie obowiązku
(„BOA”), głos człowieka nie godzącego się na
bezsilność („Krew”), trafny opis tzw demokracji w Polsce
(„Homo Politicus”) i coś jak światełko w tunelu
(„Koniec Końców”). „Siła i honor” to płyta
do refleksji nie do hulanki. Być może jeszcze nie raz Kukiz nas
zaskoczy bo to impulsywny artysta, ale nagrał taki album w czasach
gdy Polska tańczy na lodzie za unijną kasę i za to szacun mu się
należy.