Nazwa zespołu:
HAIL SPIRIT NOIR
Tytuł płyty: Oi
Magoi
Utwory:
Blood Guru; Demon For A Day; Satan Is Time; Satyriko Orgio (Satyr's
Orgy); The Mermaid; Hunters; Oi Magoi
Wykonawcy:
Haris – syntezatory; Theoharis – wokal, gitary; Dim – gitara
basowa, gitara; gościnnie: Ioannis Y. - perkusja; Dimitris
Dimitrakopoulos – wokal
Wydawca: Code666
Rok wydania: 2014
Jadę sobie jadę przez
te piękne polskie krajobrazy. W radiu wciąż nadają o władcy
pokoju, który ponoć kiedyś dmuchał żabę, równolegle
zastanawiam się czy akompaniament pochodzi od drążków
stabilizatora czy innego cholerstwa. Jak dojadę to się oderwę od
tej przyziemności. Zażyję magii. Mam już bowiem nowy album Hail
Spirit Noir - „Oi Magoi”.
Już zażyłem, teraz
słów kilka. To druga płyta Greków. Uwagę zwraca już okładka na
której rękę unosi wymalowany wokalista i gitarzysta grupy –
Theoharis. Ciało malowała mu Natasa Karantoni. Pewnie łaskotało
jak diabli. Warto się było poświęcić bo okładka spełnia swoją
rolę znakomicie. Właściwa zawartość albumu natomiast już nie
tylko przyciąga ucho, ale i nie daje o sobie zapomnieć. Mamy tu
skąpany w psychodelii progrock nawiązujący do muzyki z lat 60. i
70 – tych, po którym hasa kukła diabła, w którą ktoś lub coś
tchnęło życie. Tak więc XXI wiek już leci w najlepsze (może w
najgorsze?) a ta muzyka nie cuchnie stęchlizną.
„Oi Magoi”
zawiera nieokiełznane kompozycje w których słychać, że z jednej
strony kształtowały się w trakcie jammowania, a z drugiej są tu
przecież pomysły których genezy można się doszukiwać
przypuszczalnie w sennych majakach głównego autora muzyki czyli
obsługującego syntezatory Harisa. Są muzyczne chaszcze gęste i z
kolcami, ale nie brak w nich kwitnących pięknych melodii. Mnóstwo
ciekawych detali niezgubionych w mixie (Dimitris Douvras z Lunatech
Studios, mastering zaś robił Jens Bogren w Fascination Street
Studios) cieszy ucho. Album jako całość ma nienużący przebieg w
którym agresja i blackowe wyziewy dopełniają się z progrockową,
nierzadko karmazynową w odcieniu, muzyczną lubieżnością.
Wadą krążka jest to,
że części blaściarskie - chodzi o „Satyriko
Orgio (Satyr's Orgy)” - brzmią
za cienko. Jest słabiej niż np. w otwierającym poprzednią płytę
tej kapeli kawałku „Mountain of Horror”. Szkoda, że
zespół założył sobie kajdanki vintage brzmienia w tych
najagresywniejszych momentach. Jednak ogólnie rzecz biorąc jeśli
ktoś ceni debiutancki album Hail Spirit Noir pt „Pneuma”
to nową płytę też doceni, bo jest jeszcze ciekawsza a pod
względem wokalnym wyraźnie lepsza.
Są na „Oi Magoi”
utwory wyśmienite. „Demon For A Day”
to hicior płyty. Prosty zajebisty riff, chwytliwy zajebisty refren z
melodyką, której Vladimir Cosma by się nie powstydził, sola
zajebiste, wszystko zajebiste. Z innej bajki jest “The
Mermaid”. Mitologiczna syrena kusi,
aż w końcu obezwładnia i posyła na dno (genialnie zawieszony
koniec). Usłyszeć ten numer w wersji koncertowej - to by był
eargasm. Wreszcie tytułowy “Oi Magoi”
- trochę ponad pięć minut muzyki nie z tego świata. Tylko tyle
czy aż tyle? Posłuchaj i zadecyduj.
Nagrywając
takie płyty jak „Oi Magoi”
Hail Spirit Noir, z premedytacją czy nie chcący, zostałby wielkim
zespołem. Nie zostanie nim jednak, bo Grecy są zbyt leniwi żeby
ruszyć dupę i pojechać w trasę. Niech jednak wyłysieję do
wiosny jeśli jest kapela, która lepiej nadawałaby się do
stworzenia ścieżki dźwiękowej na potrzeby inscenizacji “Mistrza
i Małgorzaty”. Czy trzeba lepszej
rekomendacji?