Nazwa zespołu:
OVERKILL
Tytuł płyty:
White Devil Armory
Utwory:
Xdm; Armorist; Down To The Bone; Pig; Bitter Pill; Where There's
Smoke...; Freedom Rings; Another Day To Die; King Of Rat Bastards;
It's All Yours; In The Name; The Fight Song; Miss Misery
Wykonawcy:
Bobby “Blitz” Ellsworth; DD Verni; Dave Linsk; Derek Tailer; Ron
Lipnicki
Wydawca: Nuclear
Blast
Rok wydania: 2014
Przyglądając się
działalności Overkill można się od kilku lat zanudzić na śmierć.
Skład zespołu wziął się i ustabilizował. Co nie nagrają, to
jest bardzo dobre. Wszyscy piszą o nich z uznaniem. W każdym
wywiadzie biedny Blitz musi wysłuchiwać od dziennikarskich lizusów,
że jest legendą, nieśmiertelnym sukinsynem itd. Prawie pod każdym
filmikiem na YouTube ktoś napisze, że zieloni z New Jersey powinni
być w wielkiej czwórce thrashu. Czy po nowej płycie „White
Devil Armory” ludziska dalej tak piać będą?
Niejeden z wrodzonej
przekory chciałby w końcu zjechać Overkill, że ledwo powłóczą
nogami, albo, że się sprzedali, tudzież udają kogoś kim nie są
etc. Nic z tego. Co prawda kapela na nowej płycie rzadziej wchodzi
na szybsze obroty i tym samym jest mniej hiper energetycznie niż np.
na poprzednim krążku, ale szyja i tak boli. Takie kawałki jak
ubrany w teledysk „Armorist”, gęsty „Where
There's Smoke...” czy „Pig”
w którym kolejne motywy pięknie wykluwają się
z wrednym uśmieszkiem, to overkillowe prądem kopanie. Jest też
klimatycznie. Już samo intro zatytułowane „XDM”
brzmi niepokojąco, niczym ewentualny sojusz Golarza Filipa z
mudżahedinami. Praca gitar raz gryzących bez litości a potem
przyczajonych, zerkających spod byka jak np. w „Bitter
Pill” sprawia, że chce się do tej
płyty wracać.
Na
„White Devil Armory”
każda piosenka ma coś, za co się ją pamięta. Może to być
chóropodobne tło pod solówką „Down
To The Bone” eleganckie (sic!) niczym
żakiet kanclerz Merkel. Może to być ponura groovowatość „Another
Day To Die”. Mogą to być basowe
pląsy DD Verniego, który na chwilę w „Where
There's Smoke...” wyskoczył z czasów
gdy Geezer Butler zarabiał na życie jeżdżąc ciężarówką. Może
to być szybowanie po zestawie perkusyjnym Rona Lipnickiego w części
„It's All Yours”.
Może to być intensywność głosu Blitza, np w „Freedom
Rings”, robiąca wrażenie nawet na
kimś kto słucha tego zespołu od lat. Może to być zdrowy dziarski
patos jak w „In The Name”,
który podobnie jak w szlagierowych numerach tej kapeli: „In
Union We Stand” czy „Bastard
Nation”, na koncertach będzie się
sprawdzał kapitalnie.
Należy też wspomnieć o
dwóch bonusach dodanych do wydania digipackowego. Pierwszym jest
„The Fight Song” kapitalny punkowy numer, który brzmi jak
jakiś klasyk do tego stopnia, że sprawdzałem czy nie jest to
cover. Drugi bonus to już cover właśnie. Jest nim „Miss
Misery” Nazareth. Wyszedł świetnie m.in. dlatego, że
zaśpiewał w nim gościnnie Mark Tornillo z Accept. Byłoby
genialnie gdyby dołączyli jeszcze jakiś cover ACDC. Kolekcja
skojarzeń kapel gdzie wokalista ma jaszczurczy głos byłaby już
kompletna.
„White Devil Armory”
to bardzo dobry krążek mimo, że nie poniewiera tak bardzo jak dwa
poprzednie albumy. Każdy kto ceni Overkill prędzej czy później do
tej płyty się przekona. Ta muzyka to pokazywanie środkowego palca
tym, którzy sobie na to zapracowali i postawa jak z piosenki mistrza
Młynarskiego a mianowicie, róbmy swoje. To słychać na „White
Devil Armory” a przecież właśnie o to chodzi.