Nazwa zespołu:
ANDI DERIS AND THE BAD BANKERS
Tytuł płyty:
Million Dollar Haircuts On Ten Cent Heads
Utwory:
Cock; Will We Ever Change; Banker's Delight (Dead Or Alive); Blind;
Don't Listen To The Radio (TWOTW 1938); Who Am I; Must Be Dreaming;
The Last Days Of Rain; EnAmoria; This Could Go On Forever; I Sing
Myself Away; Behind Dead Eyes (unreleased demo track); Little Lies
(unreleased demo track); TWOTW 1938 (Don't Listen To The Radio -
unreleased demo version); Must Be Dreaming (unreleased demo version);
EnAmoria (unreleased demo version)
Wykonawcy:
Andi Deris – wokal, gitary; Jezoar Marrero – gitara basowa; Nasim
Lopez Palacios – perkusja; Nico Martin - gitary
Wydawca: earMusic
Rok wydania: 2013
No proszę, Helloween ma
się dobrze – regularnie wydaje płyty i jeździ w trasy po całym
świecie a wokalista tej kapeli zdecydował się wydać solowy (mimo,
że nie sygnowany tylko swoim nazwiskiem) album. Nazbierało się
tyle zbyt mało dyniowatego materiału czy też coś poruszyło,
tudzież wkurwiło Andiego Derisa?
Jędrek rodem z Karlsruhe
a obecnie zamieszkały na Teneryfie, gdzie własne studio nagraniowe
posiada, w jednym z wywiadów przyznał, że od ostatniej płyty
solowej („Done By Mirrors” z 1999 roku) wypełniła się
jego szuflada z piosenkami nie pasującymi do stylu Helloween.
Nazwanie zespołu towarzyszącego mu w nagraniach The Bad Bankers
oraz zatytułowanie płyty „Million Dollar Haircuts On Ten Cent
Heads” to już wpływ kryzysu ekonomicznego ostatnich lat,
który w okolicach jego hacjendy dał się ponoć mocno we znaki.
Choć Deris jest jedynym autorem wszystkich piosenek na płycie, to
nie skorzystał z doświadczonych muzyków sesyjnych. „Strzyżenie”
nagrali z nim młodzi szczyle z Teneryfy, którzy muzykowali
wcześniej z jego synem. Andiemu spodobała się ich świeżość w
podejściu do tematu więc zaprosił ich do współpracy.
Mimo klarownej inspiracji
do nadania takiego a nie innego tytułu płycie, nie jest to w żaden
sposób koncept album. Piosenki tu zawarte bardzo różnią się od
siebie zarówno muzycznie jak i tematami poruszanymi w tekstach.
Płytę pilotował utwór „Don't Listen To
The Radio (TWOTW 1938)” będący
hiciowatym hard rockiem. Nie jest to jednak numer otwierający
krążek. Tę rolę spełnia niezwykle agresywny, w dużej mierze
core'wy „Cock”
- zapewne dedykowany chciwym krawaciarzom z banków. Ci sami ludzie
sprowokowali Andiego do napisania kawałka „Banker's
Delight (Dead Or Alive)” gdzie riff
na wejsciu, jest też core'owy, ale pojawiają się także fragmenty
gdzie wchodzą klawisze i robi się nieco helloweenowo. Deris bardzo
przekonująco wypada w takim graniu, ale najlepsze na tym albumie są
piosenki gdzie wokalista robi się bardziej frasobliwy. Szczególnie
„Blind”
w której muzyczne zbliżanie się do szwedzkiej Katatonii dopełniono
kapitalnym core'owe riffowaniem przed industrialną pompką. Padają
tu słowa:
„Don't want to die to
see
Nor want to live
forever
But there is something
I must find
I'm blind
I got a house and pool
Built on the isle of
summer
I should be glad but
still I whine
I'm
blind”
Ta ślepota gryzie
Andiego na tyle, że wciąż potrafi tworzyć dobrą muzykę.
Są na „Million Dollar Haircuts On Ten Cent Heads” dźwięki
zaskakujące. Dla polskich słuchaczy fragmenty
„EnAmoria”
mogą przypominać styl Lady Pank, choć refren jest już uskrzydlony
klawiszami i ostrymi gitarami. Piosenka ta powstała jako cegiełka
dla znajomych Andiego prowadzących fundację wspierającą
zmagających się z nowotworami. Na You Tube można odnaleźć inną
wersję wykonaną przez projekt Lady's Voice meets Friends.
Nietypowy dla Derisa jest też numer „I Sing
Myself Away” stanowiący relaksik na
zakończenie. Z drugiej strony fani wokalisty Helloween poczują się
bardziej swojsko słuchając utworu „The
Last Days Of Rain”. To ożywczy numer
gdzie zwrotki skradają się do świetnego refrenu.
Wersja specjalna albumu
zawiera drugi krążek. Znajdziemy tu wersje demo niektórych
piosenek oraz dwa kawałki, które się nie załapały do
podstawowego zestawu. Dość mroczny „Behind
Dead Eyes”, który niestety jest
ledwie przeciętny oraz balladę „Little
Lies”, w której słychać wokalny
kunszt Andiego.
Nie jest to płyta
wybitna. Jest trochę bałaganiarska i nie wszystkie utwory są
równie udane. Nie mniej jednak dopóki Deris komponuje takie
zajebiste utwory jak np. „Who Am I”,
jego muzyki warto słuchać. Jest to bowiem wokalista, muzyk,
kompozytor i przede wszystkim człowiek ciekawszy niż się może
wydawać niektórym ludziom kojarzącym go jedynie z Helloween.