Nazwa zespołu: DEEP
PURPLE
Tytuł płyty: Bananas
Utwory: House
Of Pain; Sun Goes Down; Haunted; Razzle Dazzle; Silver Tongue; Walk On; Picture
Of Innocence; I Got Your Number; Never A Word; Bananas; Doing It Tonight;
Contact Lost
Wykonawcy: Ian
Gillan – wokal; Roger Glover – gitara basowa; Ian Paice – instrumenty
perkusyjne; Steve Morse – gitary; Don Airey – instrumenty klawiszowe
Wydawca: EMI
Rok wydania: 2003
„Bananas” to siedemnasty album studyjny Deep Purple. Jest to płyta
nieco kontrowersyjna a złożyło się na to kilka przyczyn. To pierwszy album po
odejściu ze składu klawiszowca i współzałożyciela zespołu Jona Lorda.
Producentem tej płyty został Michael Bradford – facet bardziej kojarzony z
muzyką pop (współpracował np. z Madonną). Wreszcie sam tytuł i okładka
niektórym fanom wydały się kretyńskie, choć nie brakowało i takich którym
wywołały banana na twarzy (niżej podpisany do tej grupy się zalicza).
Już pierwszy na „Bananas” numer „House Of Pain” to niespodzianka. Klasycznie purplowski kawałek,
który mógłby się znaleźć np. na albumie „Machine
Head” z 1972 roku (choć raczej nie błyszczałby tam), napisał… niby popowy
producent Michael Bradford. Uściślając jest on odpowiedzialny za muzykę, bo
tekst to już sprawka Gillana. Następna niespodzianka to utwór „Haunted” gdzie gościnnie zaśpiewała Beth
Hart a partię symczków zaaranżował wiolonczelista Paul Buckmaster (współpracował
m.in. z Eltonem Johnem czy Davidem Bowie). Piosenka ta bez trudu przeszłaby np.
na festiwalu w Sopocie i jest tak zwyczajna, że jak na Deep Purple wręcz
niezwykła, co nie zmienia faktu, że przyjemnie się jej słucha. Zaskakujący jest
także „Walk On” gdzie Purple brzmią
jak bluesmani. Do tego kawałka najdłużej nie mogłem się przekonać, ale
słuchając go wyobraziłem sobie, że jadę nocą przez jakieś teksańskie totalne
zadupie i wreszcie zaskoczył.
Chociaż niespodzianki mogą być
miłe to jednak najlepszymi na „Bananas”
utworami są te które powstały gdy w zespole był jeszcze Jon Lord. W tej ocenie
nie kieruję się sentymentem. Najpierw wypunktowałem sobie cacuszka a potem
sprawdziłem we wkładce, kto je stworzył. Poza tym uważam, że Don Airey w roli
nowego klawiszowca sprawdził się rewelacyjnie. Ale do rzeczy: „Picture Of Innocence” ma jazzujący
wstęp, kapitalne kołysanie, świetne klawiszowe plamy Airy’ego, zwrotkę luzacką,
mostek wzmacniający i refren już na pełnej mocy. Następny highlight to „I Got Your Number” gdzie ponownie już
sam wstęp robi wrażenie. Można by go zaaranżować dla jakiegoś jazzowego big
bandu. Dalsze części też są świetne a sprawność zespołu w ciekawym przechodzeniu
do solówek i w powracaniu z nich jest niesamowita.
Za bardzo dobre utwory można
uznać także wyróżniający się świetnym drivem „Silver Tongue”, nastrojowy „Never
A Word” czy szalony i zawierający super pojedynek gitarowo – klawiszowy,
utwór tytułowy. Muszę też wspomnieć, że „Contact
Lost” – miniatura zamykająca album, to utwór w swej formie symboliczny.
Poświęcono go pamięci ofiar katastrofy wahadłowca Columbia. Najważniejszymi
jednak cechami płyty „Bananas” są luz
i radość z grania słyszane prawie na każdym kroku. Zostały one wzmocnione
brzmieniem, może niezbyt dopieszczonym, ale za to uwypuklającym charakter
utworów po których słychać, że powstały w dużej mierze z jamowania.
Dla niektórych słuchaczy album „Bananas”
ze swoją okładką i tytułem może być trochę irytujący, ale wyobraźcie sobie
następujący scenariusz: Purple pozazdrościli Santanie sukcesu w nowym
tysiącleciu. Kręcą więc wideo do najbardziej pokrewnego jego stylowi kawałka „Doing It Tonight”. W środkowej części utworu
rapuje jakiś kolo ze złotym łańcuchem a przez większość klipu Gillan wodzi
wzrokiem za skąpo odzianymi foczkami. Horror polskiego fana rocka cierpiącego i
mesjanistycznego, dla którego „Child In
Time” to utwór wszechczasów? Być może, ale kto wie co by się stało po takim
zabiegu. Nie ma się co krzywić, że Głęboka Purpura nagrała „Banany”. Warto natomiast wrzucić na luz
– do czego album ten świetnie się nadaje.