Nazwa zespołu: THE
BRONX CASKET CO.
Tytuł płyty: Hellectric
Utwory: Little
Dead Girl; Everything I Got; Dream Of Angels; Sherimoon; Bleed Wih Me; Motorcrypt; Let My People Go; Free Bird; In My Skin;
Can’t Stop the Rain; Mortician’s Lullaby; Live For Death
Wykonawcy: SpY – wokal; Jack Frost – gitary; Tim Mallare –
instrumenty perkusyjne; Charlie Calv – instrumenty klawiszowe; D.D. Verni –
gitary, wokal.
Wydawca: Regain Records
Rok wydania: 2004
The Bronx Casket Co. jest
pobocznym projektem D.D. Verniego – basisty thrashowego Overkill. Często twórcy
tego typu zespołów bronią ich przed określeniami typu: poboczny, ale D.D. w
jednym z wywiadów przyznał wprost, że w The Bronx Casket Co. podoba się mu ten
mniej zobowiązujący charakter działalności. Kapela nie promuje swojej muzyki na
trasach koncertowych i nie pcha się do mediów drzwiami i oknami albo skandalami.
Kto wie, może są nawet jacyś fani Overkill, którzy nie zdają sobie sprawy z istnienia
The Bronx Casket Co.?
„Hellectric” jest chyba najłatwiej dostępną płytą tego projektu w
Polsce. Album ten wypełnia dwanaście kawałków osadzonych w klimacie metalu
gotyckiego. Podobnie jak w swojej macierzystej kapeli tak i tu D.D. Verni jest
głównym twórcą muzyki. Dodatkowo zajął się również pisaniem tekstów. Są tu dwa
wyjątki: tekst do piosenki „Live For
Death” napisał wokalista SpY (znany też jako Myke Hideous) a utwór „Free Bird” to przeróbka klasyka z
repertuaru Lynyrd Skynyrd. Na domiar dobrego D.D. w niektórych kawałkach
przejął rolę głównego wokalisty oraz zarejestrował gitary.
Muzyka na płycie „Hellectric” brzmi mniej więcej jak
skrzyżowanie Overkill z okresu takich albumów jak „Killbox 13” czy „ReliXIV” ze stylem Type’O’Negative.
Za Overkillem przemawia brzmienie gitar i bębnów (gra tu Tim Mallare wieloletni
bębniarz thrasherów z New Jersey) oraz niektóre riffy, co szczególnie słychać w
utworze „In My Skin”. Type’owe są
natomiast przede wszystkim klawisze, które przejęły rolę budowniczego klimatu
muzyki. Bywa, że zespół zbliża się do estetyki kapeli Petera Steela naprawdę
blisko, np. w numerze „Dream Of Angels”.
Jednak The Bronx Casket Co. nie intryguje szalonymi zmianami w obrębie pojedynczego
utworu, tak jak robili to Type’O’Negative. Tutaj piosenki są bardziej
przewidywalne. Są też łatwo przyswajalne. Szczególnie otwierający album kawałek
„Little Dead Girl” wpadnie w uszy wielu
słuchaczom: od przeżywających pierwszą miesiączkę fanek HIMa, do stetryczałych
dziadów jarających się The Cult.
Można by się pokusić o
stwierdzenie, że The Bronx Casket Co. to przede wszystkim ciekawostka dla fanów
twórczości D.D. Verniego, ale nie byłoby to sprawiedliwe. Chociaż są na tym
albumie piosenki średnio udane (szczególnie trzy ostatnie) to bardzo dobrych
utworów również nie brakuje. Pierwsze sześć kawałków ma to coś co sprawia, że
do zakopconej knajpy gdzieś w dawnej piwnicy starego miasta pasują jak ulał. Z
tej szóstki wyróżnia się jedyny instrumentalny numer: „Motorcrypt”, który brzmi jak soundtrack do wjazdu Hell’s Angels na
cmentarz. Ciekawie wyszła przeróbka „Free
Bird” w której – tu kolejny overkillowy trop – na gitarze akustycznej
zagrał Dave Linsk. Znany m.in. z Seven Witches Jack Frost nie próbował nawiązać
nawet do znakomitego sola gitary znanego z oryginalnego wykonania Lynyrd
Skynyrd. Zamiast tego Charlie Calv na klawiszach nadał nowego, nieco upiornego,
blasku temu utworowi.
To, że na „Hellectric” obowiązki wokalisty podzielono między trzy osoby, nie
rozkruszyło dokumentnie spójności materiału. Można jednak odnieść wrażenie, że
SpY sprawdza się szczególnie w utworach bardziej melancholijnych a D.D. ma w
głosie trochę diabelskiego złośliwego uśmieszku (brawurowo zaśpiewał w „Sherimoon”). Jest jeszcze gościnnie
występująca Mary Jacobsen, która zaśpiewała w „Mortician’s Lullaby” – najsłabszym na płycie utworze. Zeppelinom
takie numery wychodziły o niebo lepiej.
Całkiem fajny jest ten motoryczny gothic metal w wykonaniu The Bronx
Casket Co. Przyjemnie się go słucha. Jest to muza z przymrużeniem oka
(szczególnie w piosenkach zaśpiewanych przez D.D. Verniego). Być może spodoba
się głównie ludziom, którzy na widok porwanych przez wicher jesiennych liści,
pomyślą: „ale czad”. Ci którzy się szczególnie takim widokiem wzruszają chyba
nie łykną Casketa. Choć, kto wie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz