piątek, 5 października 2012

THE BRONX CASKET CO. - Hellectric


Nazwa zespołu: THE BRONX CASKET CO.

Tytuł płyty: Hellectric

Utwory: Little Dead Girl; Everything I Got; Dream Of Angels; Sherimoon; Bleed Wih Me; Motorcrypt; Let My People Go; Free Bird; In My Skin; Can’t Stop the Rain; Mortician’s Lullaby; Live For Death

Wykonawcy: SpY – wokal; Jack Frost – gitary; Tim Mallare – instrumenty perkusyjne; Charlie Calv – instrumenty klawiszowe; D.D. Verni – gitary, wokal.

Wydawca: Regain Records

Rok wydania: 2004

The Bronx Casket Co. jest pobocznym projektem D.D. Verniego – basisty thrashowego Overkill. Często twórcy tego typu zespołów bronią ich przed określeniami typu: poboczny, ale D.D. w jednym z wywiadów przyznał wprost, że w The Bronx Casket Co. podoba się mu ten mniej zobowiązujący charakter działalności. Kapela nie promuje swojej muzyki na trasach koncertowych i nie pcha się do mediów drzwiami i oknami albo skandalami. Kto wie, może są nawet jacyś fani Overkill, którzy nie zdają sobie sprawy z istnienia The Bronx Casket Co.?

Hellectric” jest chyba najłatwiej dostępną płytą tego projektu w Polsce. Album ten wypełnia dwanaście kawałków osadzonych w klimacie metalu gotyckiego. Podobnie jak w swojej macierzystej kapeli tak i tu D.D. Verni jest głównym twórcą muzyki. Dodatkowo zajął się również pisaniem tekstów. Są tu dwa wyjątki: tekst do piosenki „Live For Death” napisał wokalista SpY (znany też jako Myke Hideous) a utwór „Free Bird” to przeróbka klasyka z repertuaru Lynyrd Skynyrd. Na domiar dobrego D.D. w niektórych kawałkach przejął rolę głównego wokalisty oraz zarejestrował gitary.

Muzyka na płycie „Hellectric” brzmi mniej więcej jak skrzyżowanie Overkill z okresu takich albumów jak „Killbox 13 czy „ReliXIV” ze stylem Type’O’Negative. Za Overkillem przemawia brzmienie gitar i bębnów (gra tu Tim Mallare wieloletni bębniarz thrasherów z New Jersey) oraz niektóre riffy, co szczególnie słychać w utworze „In My Skin”. Type’owe są natomiast przede wszystkim klawisze, które przejęły rolę budowniczego klimatu muzyki. Bywa, że zespół zbliża się do estetyki kapeli Petera Steela naprawdę blisko, np. w numerze „Dream Of Angels”. Jednak The Bronx Casket Co. nie intryguje szalonymi zmianami w obrębie pojedynczego utworu, tak jak robili to Type’O’Negative. Tutaj piosenki są bardziej przewidywalne. Są też łatwo przyswajalne. Szczególnie otwierający album kawałek „Little Dead Girl” wpadnie w uszy wielu słuchaczom: od przeżywających pierwszą miesiączkę fanek HIMa, do stetryczałych dziadów jarających się The Cult.

Można by się pokusić o stwierdzenie, że The Bronx Casket Co. to przede wszystkim ciekawostka dla fanów twórczości D.D. Verniego, ale nie byłoby to sprawiedliwe. Chociaż są na tym albumie piosenki średnio udane (szczególnie trzy ostatnie) to bardzo dobrych utworów również nie brakuje. Pierwsze sześć kawałków ma to coś co sprawia, że do zakopconej knajpy gdzieś w dawnej piwnicy starego miasta pasują jak ulał. Z tej szóstki wyróżnia się jedyny instrumentalny numer: „Motorcrypt”, który brzmi jak soundtrack do wjazdu Hell’s Angels na cmentarz. Ciekawie wyszła przeróbka „Free Bird” w której – tu kolejny overkillowy trop – na gitarze akustycznej zagrał Dave Linsk. Znany m.in. z Seven Witches Jack Frost nie próbował nawiązać nawet do znakomitego sola gitary znanego z oryginalnego wykonania Lynyrd Skynyrd. Zamiast tego Charlie Calv na klawiszach nadał nowego, nieco upiornego, blasku temu utworowi.

To, że na „Hellectric” obowiązki wokalisty podzielono między trzy osoby, nie rozkruszyło dokumentnie spójności materiału. Można jednak odnieść wrażenie, że SpY sprawdza się szczególnie w utworach bardziej melancholijnych a D.D. ma w głosie trochę diabelskiego złośliwego uśmieszku (brawurowo zaśpiewał w „Sherimoon”). Jest jeszcze gościnnie występująca Mary Jacobsen, która zaśpiewała w „Mortician’s Lullaby” – najsłabszym na płycie utworze. Zeppelinom takie numery wychodziły o niebo lepiej.

Całkiem fajny jest ten motoryczny gothic metal w wykonaniu The Bronx Casket Co. Przyjemnie się go słucha. Jest to muza z przymrużeniem oka (szczególnie w piosenkach zaśpiewanych przez D.D. Verniego). Być może spodoba się głównie ludziom, którzy na widok porwanych przez wicher jesiennych liści, pomyślą: „ale czad”. Ci którzy się szczególnie takim widokiem wzruszają chyba nie łykną Casketa. Choć, kto wie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz