niedziela, 4 października 2015

DECAPITATED - Blood Mantra


Nazwa zespołu: DECAPITATED

Tytuł płyty: Blood Mantra

Utwory: Exiled In Flesh; The Blasphemous Psalm To The Dummy God Creation; Veins; Blood Mantra; Nest; Instinct; Blindness; Red Sun; Moth Defect

Wykonawcy: Wacław Vogg Kiełtyka – gitary, akordeon; Rafał Rasta Piotrowski – wokale; Paweł Pasek – gitara basowa; Michał Łysejko - perkusja

Wydawca: Mystic Productions

Rok wydania: 2014

Na płyty Decapitated się czeka. Czekanie to nie jest prowokowane jakimiś kosmicznymi trailerami na YouTubie czy hiper zapowiedziami, że o to zaraz nadejdzie totalne zniszczenie czy całopalenie. Po prostu ta kapela dużo może. Mają umiejętności, ale też nie uwiązali się w jakiejś jednej przegródce i nie szlifują kilku kamyczków w nieskończoność. Mają też odwagę żeby się nie uwiązywać i to się ceni.

Nowy album ma świetny tytuł. „Blood Mantra” to dobrze brzmi, łatwo się zapamiętuje, wreszcie budzi skojarzenia, że może być bardziej transowo i dogłębnie a nie tylko efektownie – czego zawsze można się spodziewać po kapelach w przypadku, których mówi się o tzw. technicznym death metalu. Jadąc dalej z koksem pochwalę też okładkę i wnętrze książeczki – robota prima sort. Nie gorsze jest też brzmienie ukręcone w białostockim Hertz Studio. Uszy mam mokre już w 34 sekundzie pierwszego utworu.

W kwestii najważniejszej, czyli nowej muzyki Decapitated, nie jest już aż tak zajebiście, choć źle też nie jest. Najmniejszy stres powoduje numero tres, czyli „Veins”, który dzięki slipknotowej skoczności na koncercie może się sprawdzić, ale kolejne fragmenty „Żył” nie pozrastały się na tyle dobrze by ciśnienie krwii rozpalało do czerwoności. Na przeciwległym biegunie jakości są symbolicznie symetryczny „Exiled In Flesh” oraz „Instinct” - jak dla mnie jeden z lepszych kawałków Decapów ever. W tym utworze słychać jak wielki potencjał ma ta kapela. Kolejne części „Instinct”, osobno i jako większa całość, wypadają znakomicie i jest te parę minut muzyki nawet chwytliwe.

Z tą chwytliwością w większości utworów nie ma problemów jedynie w działce gitarowej. Raz gitary tną z precyzją bezlitosnego egzekutora a za chwilę pluskają się w krwistej zawiesinie. Większość riffów wypada świeżo i nie nuży szablonowymi rozwiązaniami. Nie ma się tu co rozpisywać. Vogg ma po prostu łapy ze złota. Reszta kapeli już tak nie błyszczy niestety. Rasta, który frontmanem w warunkach koncertowych jest znakomitym, na płycie rzadko wymyśli frazę powodującą odruch: fist in the air. Cierpi na tym np kawałek tytułowy. Przypuszczam, że gdyby dać ten numer do obróbki Maxowi Cavalerze to byłby hicior. Na plus wokalisty Decapitated trzeba zapisać natomiast, że napisał ciekawe, jeśli chodzi o treść, teksty. Nowi muzycy w zespole też nie zabłysnęli. Bas ponoć nagrywał sam Vogg, więc Paweł Pasek nie mógł się wykazać. Nie wykazał się też Michał Łysejko za perkusją. Gość potrafi wiele, ale jego partie są do przesady podporządkowane i zalegające w cieniu gitarowych riffów a przecież słychać np w końcówce „Nest”, że mogłoby być inaczej. Słucham takiego „Blindness” i jest transowo, prawie toolowo, ale dominacja gitar w tym utworze aż rodzi pytanie: czemu nie przywieźli z trasy po egzotycznych zakątkach Azji żadnych dzwonków i bębenków? Wszystko to sprawia, że Decapitated teraz, to nie tyle zespół, co Vogg i jego sidemani. Sad but true, a nie byłoby takie sad gdyby ci sidemani dodali skrzydeł nowej muzyce Ściętej Głowy. Nie będę się tu w domysłach rozwodził nad tym, dlaczego tak się dzieje. Jako słuchacza obchodzi mnie głównie efekt finalny, który płynie z głośników.

Wydanie specjalne w które się zaopatrzyłem ma dodatkowy utwór. „Moth Defect” to dobry numer z potężnym groovem i efektownym wbijaniem gwoździ. Trochę w klimacie francuskiej Gojiry. Dodano też płytkę DVD zatytułowaną „Diary 2010-2014”. Materiał chaotyczny, ale przynajmniej zabawny.

Gdy tak wlezę na wzgórze spokojnej refleksji o albumie „Blood Mantra”, to dochodzę do wniosku takiego, że to niezła płyta jest, ale kilka genialnych riffów nie wystarcza abym fikał ze szczęścia. Ta kapela dużo może a od takich kapel właśnie, wymaga się najwięcej. Coraz wyraźniejsze oddalanie się Decapitated od death metalu jest frapujące. Na następną płytę tego zespołu też będę czekał.


P.S. Gdy we wkładce przeczytałem, że Vogg zagrał też na akordeonie myślałem, że usłyszę coś więcej niż tylko kilka klimatycznych bajerów w tle.