Nazwa zespołu:
DECAPITATED
Tytuł płyty:
Blood Mantra
Utwory:
Exiled In Flesh; The Blasphemous Psalm To The Dummy God Creation;
Veins; Blood Mantra; Nest; Instinct; Blindness; Red Sun; Moth Defect
Wykonawcy:
Wacław Vogg Kiełtyka – gitary, akordeon; Rafał Rasta Piotrowski
– wokale; Paweł Pasek – gitara basowa; Michał Łysejko -
perkusja
Wydawca: Mystic
Productions
Rok wydania: 2014
Na płyty Decapitated się
czeka. Czekanie to nie jest prowokowane jakimiś kosmicznymi
trailerami na YouTubie czy hiper zapowiedziami, że o to zaraz
nadejdzie totalne zniszczenie czy całopalenie. Po prostu ta kapela
dużo może. Mają umiejętności, ale też nie uwiązali się w
jakiejś jednej przegródce i nie szlifują kilku kamyczków w
nieskończoność. Mają też odwagę żeby się nie uwiązywać i to
się ceni.
Nowy album ma świetny
tytuł. „Blood Mantra” to dobrze brzmi, łatwo się
zapamiętuje, wreszcie budzi skojarzenia, że może być bardziej
transowo i dogłębnie a nie tylko efektownie – czego zawsze można
się spodziewać po kapelach w przypadku, których mówi się o tzw.
technicznym death metalu. Jadąc dalej z koksem pochwalę też
okładkę i wnętrze książeczki – robota prima sort. Nie gorsze
jest też brzmienie ukręcone w białostockim Hertz Studio. Uszy mam
mokre już w 34 sekundzie pierwszego utworu.
W kwestii najważniejszej,
czyli nowej muzyki Decapitated, nie jest już aż tak zajebiście,
choć źle też nie jest. Najmniejszy stres
powoduje numero tres, czyli „Veins”,
który dzięki slipknotowej skoczności na koncercie może się
sprawdzić, ale kolejne fragmenty „Żył”
nie pozrastały się na tyle dobrze by ciśnienie krwii rozpalało do
czerwoności. Na przeciwległym biegunie jakości są symbolicznie
symetryczny „Exiled In Flesh”
oraz „Instinct”
- jak dla mnie jeden z lepszych kawałków Decapów ever. W tym
utworze słychać jak wielki potencjał ma ta kapela. Kolejne części
„Instinct”,
osobno i jako większa całość, wypadają znakomicie i jest te parę
minut muzyki nawet chwytliwe.
Z tą
chwytliwością w większości utworów nie ma problemów jedynie w
działce gitarowej. Raz gitary tną z precyzją bezlitosnego
egzekutora a za chwilę pluskają się w krwistej zawiesinie.
Większość riffów wypada świeżo i nie nuży szablonowymi
rozwiązaniami. Nie ma się tu co rozpisywać. Vogg ma po prostu łapy
ze złota. Reszta kapeli już tak nie błyszczy niestety. Rasta,
który frontmanem w warunkach koncertowych jest znakomitym, na płycie
rzadko wymyśli frazę powodującą odruch: fist in the air. Cierpi
na tym np kawałek tytułowy. Przypuszczam, że gdyby dać ten numer
do obróbki Maxowi Cavalerze to byłby hicior. Na plus wokalisty
Decapitated trzeba zapisać natomiast, że napisał ciekawe, jeśli
chodzi o treść, teksty. Nowi muzycy w zespole też nie zabłysnęli.
Bas ponoć nagrywał sam Vogg, więc Paweł Pasek nie mógł się
wykazać. Nie wykazał się też Michał Łysejko za perkusją. Gość
potrafi wiele, ale jego partie są do przesady podporządkowane i
zalegające w cieniu gitarowych riffów a przecież słychać np w
końcówce „Nest”,
że mogłoby być inaczej. Słucham takiego „Blindness”
i jest transowo, prawie toolowo, ale dominacja gitar w tym utworze aż
rodzi pytanie: czemu nie przywieźli z trasy po egzotycznych
zakątkach Azji żadnych dzwonków i bębenków? Wszystko to sprawia,
że Decapitated teraz, to nie tyle zespół, co Vogg i jego sidemani.
Sad but true, a nie byłoby takie sad gdyby ci sidemani dodali
skrzydeł nowej muzyce Ściętej Głowy. Nie będę się tu w
domysłach rozwodził nad tym, dlaczego tak się dzieje. Jako
słuchacza obchodzi mnie głównie efekt finalny, który płynie z
głośników.
Wydanie
specjalne w które się zaopatrzyłem ma dodatkowy utwór. „Moth
Defect” to dobry numer z potężnym
groovem i efektownym wbijaniem gwoździ. Trochę w klimacie
francuskiej Gojiry. Dodano też płytkę DVD zatytułowaną „Diary
2010-2014”. Materiał chaotyczny, ale przynajmniej zabawny.
Gdy
tak wlezę na wzgórze spokojnej refleksji o albumie „Blood
Mantra”, to dochodzę do wniosku
takiego, że to niezła płyta jest, ale kilka genialnych riffów nie
wystarcza abym fikał ze szczęścia. Ta kapela dużo może a od
takich kapel właśnie, wymaga się najwięcej. Coraz wyraźniejsze
oddalanie się Decapitated od death metalu jest frapujące. Na
następną płytę tego zespołu też będę czekał.
P.S. Gdy we
wkładce przeczytałem, że Vogg zagrał też na akordeonie myślałem,
że usłyszę coś więcej niż tylko kilka klimatycznych bajerów w
tle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz