Nazwa
zespołu: HIGH ON FIRE
Tytuł płyty:
De Vermis Mysteriis
Utwory: Serums
of Liao; Bloody Knuckles; Fertile Green; Madness of an Architect; Samsara;
Spiritual Rites; King of Days; De Vermis Mysteriis; Romulus and Remus; Warhorn;
Eyes And Teeth (live); Cometh Down Hessian (live); Blood Of Zion (live); Speak
in Tongues
Wykonawcy: Matt Pike – gitara, wokal; Des Kensel – perkusja;
Jeff Matz – gitara basowa
Wydawca: Century Media
Rok wydania: 2012
„De
Vermis Mysteriis” to tytuł szóstego krążka tria High On Fire. Jeśli
ktoś lubi, albo jest ciekaw jazdy po wyboistych i zabłoconych drogach do świata
magów ognia, niech wsiada. Odjeżdżamy!
„Robacze tajemnice” mają masakryczne brzmienie. Materiał nagrano w
God City Studios w słynnym mieście Salem w stanie Massachusetts. Jest to
bulgotanie wywaru z kory brzozy, różnych chwastów bagiennych, śledziony bobra,
jąder wilka i.... a tak na poważnie, jest to brzmienie cudownie syfiaste i
potężne zarazem. Des Kensel tak okłada swój zestaw perkusyjny, jakby w
szczenięcym wieku zamiast kreskówek oglądał filmy wojenne. Bas Jeffa Matza rozlewa
się jak lawa. Gitara Matta Pike’a płonie. Solówki to przeważnie wścieklizna i
epilepsja w jednym. Do tego dochodzi „piękny” głos Matta. Facet chyba, zamiast
płatków, dosypuje sobie do mleka tłuczone szkło. Jego wokal pasuje do tej muzy
tak samo jak Charles Bronson (Matt ma wytatuowaną podobiznę tego amerykańskiego
aktora o polskich korzeniach) do ról twardzieli.
Utwory sprawiają wrażenie
skonstruowanych na próbach i są dalekie od przekombinowania. Jednocześnie nie nudzą
piosenkowymi schematami. Nie ma na tej płycie nawet dwóch numerów o identycznej
plecionce zwrotek, refrenów, mostków i solówek. Każdy utwór zawiera coś co
przykuwa uwagę i co nie pozwala zapomnieć o tej muzyce lub przejść obok
obojętnie. Przykładowo, „Madness of an
Architect” ma początek tak mocarny, że klękajcie narody.
Stylistycznie jest to mieszanka
wybuchowa. Chcecie doomowego ciężaru? Macie genialny „King of Days”. Chcecie stonerowego upojenia? Macie instrumentalne
cudo pod tytułem „Samsara”. Chcecie
wściekłego thrashowego rozbryzgu? Macie rozpierduchę „Fertile Green”. Reszta piosenek też rwie, depcze i żre a wymienione
style świetnie się przegryzają tworząc niezwykle tłusty i pikantny sos High On
Fire, który potrafi wyzwolić w słuchaczu dzikiego zwierza. Jako ciekawostkę
dodam (szczerząc przy tym zębiska), że w „Spiritual
Rites” wokalnie udzieliła się niewiasta Ashley Redshaw. Należy też
wspomnieć o tym, że w niektórych fragmentach na gitarze zagrał producent tej
płyty – Kurt Ballou będący muzykiem grupy Converge.
W jednym z wywiadów Matt Pike
wyznał, że przed pisaniem tekstów lubi poczytać książki swoich ulubionych
pisarzy oraz – a jakże – Biblię. Z resztą sam tytuł płyty „De Vermis Mysteriis” to również tytuł fikcyjnej grimoire wymyślonej
przez pisarza Roberta Blocha. Nowy album High On Fire zawiera historię o bracie
bliźniaku Jezusa. Na tylnej okładce jest ilustracja przedstawiająca m.in.
Jezusa i jego brata właśnie. Obaj siedzą na kwiecie czarnego lotosu. Przyznaje
się bez bicia, że czarny lotos bardziej kojarzę z komedii „Chłopaki nie płaczą” niż z książek fantasy, którymi Matt się
inspiruje. Tak więc „sorry Winnetou”, ale pojęcia nie mam, w jakim stopniu
teksty nawiązują do wątków literackich lub na ile wynikają z wyobraźni samego
Pike’a.
Europejska edycja zawiera cztery
bonusy. Trzy z nich to koncertowe wykonania piosenek, które w wersjach
studyjnych znalazły się na trzech pierwszych albumach grupy. Niestety we wkładce
brak informacji o tym, z jakiego koncertu pochodzą te nagrania. Wydaje się
jednak, że są dość świeże, bo na początku numeru „Blood Of Zion” mamy nawiązanie do motywu z kawałka „Samsara”. Czwarty utwór bonusowy: „Speak in Tongues” ukazał się na singlu już
w 2010 roku. Jest to bardzo udany numer. Ma też dodatkową zaletę – różniąc się
brzmieniem, uświadamia jak świetną robotę wykonał zespół i producent na
najnowszej płycie.
„De Vermis Mysteriis” to album
kapitalny. Charakter utworów, brzmienie, image zespołu, tajemnicza tematyka
tekstów i wreszcie oprawa graficzna – tu wszystko pasuje do siebie. Polecam
wszystkim tym, którzy bywają zmęczeni muzycznymi glutaminianami sodu we
współczesnym metalu. W kategorii brzmieniowej „syf, kiła, mogiła” jest to złota
płyta, niezależnie od tego ile egzemplarzy ludzie kupią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz