Nazwa zespołu: BLACK
SABBATH
Tytuł płyty: Dehumanizer
Utwory: Computer
God; After All (the Dead); TV Crimes; Letters from the Earth; Master of
Insanity; Time Machine; Sins of the Father; Too Late; I; Buried Alive
Wykonawcy: Ronnie James Dio – wokal; Tony Iommi – gitara;
Geezer Butler – gitara basowa; Vinny Appice – instrumenty perkusyjne; Geoff
Nicholls – instrumenty klawiszowe
Wydawca: I.R.S.
Rok wydania: 1992
Po etapie związanym z albumem „Tyr” Tony Iommi odnowił kontakty z
Geezerem Butlerem a ten z kolei, po jednym z koncertów zespołu Dio, wychylił
flaszkę z „małym wielkim” Ronniem. W ten sposób, od słowa do słowa, udało się
starym znajomym dogadać i Black Sabbath powrócił w składzie znanym z płyty „Mob Rules”, ponieważ Ronnie wziął na
pokład swojego nadwornego bębniarza - Vinny’ego Appice’a.
Dzięki rekomendacji Briana Maya,
na stołek producenta nowej płyty, którą zatytułowano „Dehumanizer”,
wskoczył Reinhold Mack. Miał on w swoim portfolio współpracę m.in. z Queen na
kilku ich płytach. Z niemieckim producentem, Black Sabbath nagrał swój
najcięższy album. Okazało się, że dla wielu starych fanów, „Dehumanizer” był zbyt ciężki i mroczny.
W 1992 roku młodzi entuzjaści modnego wówczas grania z Seatlle, też się na ten
krążek nie dali nawrócić, bo jeśli w niektórych zespołach grunge’owych
pobrzmiewały echa sabbathowe, to były to raczej hard-rockowe wpływy pierwszych
płyt z Ozzym na wokalu. Tak więc miał ten krążek pecha, bo nie trafił w dobry
dla siebie czas.
Black Sabbath nagrywał różne
płyty. Niektóre bardziej pasowały do zespołu o takiej nazwie a inne mniej. „Dehumanizer” jest zdecydowanie w tej
pierwszej grupie. Więcej – ta płyta to Black Sabbath do sześcianu. Co to jest
początek do „After All (the Dead)”,
jak nie The Blackest Sabbath? Dominująca na „Dehumanizer” ciemna kolorystyka, wciąga jak czarna dziura. Dodajmy
do tego mistrzowską klasę w aranżacjach oraz mnogość smaczków umieszczonych
przez podstawowy skład i klawiszowca Geoffa Nichollsa. Rezultat jest taki, że każdy
utwór na „Dehumanizer” to czarna
perła. Weźmy np. taki numer jak „Master
of Insanity” – ileż jest w nim zawarte i jak swobodnie to wszystko połączono
a jaka jest w nim siła? Inne utwory poziomem nie odbiegają od Pana Obłędu a ich
kolejność na albumie i związane z tym zmiany napięcia, nie pozwalają zastygnąć
słuchaczowi.
Tony Iommi pokazuje na „Dehumanizer” swój arsenał: delikatna
gitara akustyczna w „Too Late”,
bluesowe wpływy na początku „I”,
motoryczna jazda w „Time Machine”,
wirtuozeria w tworzeniu atmosfery i stutonowy ciężar w „After All (the Dead)”, zajebiste dogrywki w „Sins of the Father”, iskrzące solówki np. w „Computer God” i oczywiście wypasione riffy w każdym kawałku. Jeden
znajomy stwierdził kiedyś, że Iommi na okładce swojej autobiografii wygląda jak
kardynał Richelieu. Na „Dehumanizer”
Iron Man ma tyle pomysłów, co Richelieu hugenotów na sumieniu.
Geezer Butler, czyli „the gloomy
one”, szyje bas marzenie. Kiedy trzeba to wzmacnia gitarę np. w „Master of Insanity”. Innym razem wylewa
bulgot, na którego powierzchni unosi się gitara i wokal – tak dzieje się np. w
środkowej części „Too late”.
Posłuchajcie jak ponurak wędruje po gryfie w refrenie „Buried Alive”. Wielu perkusistów w metalu porównywanych jest do
karabinu maszynowego. Tymczasem Vinny Appice to prędzej trebusz niż karabin.
Naparza z taką mocą jakby w bicepsie miał tyle, co J. Lo w biodrach. Wewnątrz
czaszki też mu niczego nie brakuje. Posłuchajcie na przykład, jak inteligentnie
gość reaguje na gitarę Tony’ego w „Time
Machine”.
Do Ronniego Jamesa Dio pasuje,
jak ulał, cytat z „Pana Wołodyjowskiego”:
„Dał ci Bóg mizerną postać. Jeżeli ludzie
nie będą się ciebie bali, to się będą z ciebie śmiali”. W myśl tej zasady,
Dio sączy złowieszczy jad, aby lud z trwogi drżał. W numerze „Too Late” Ronnie osiągnął absolutne
mistrzostwo. Pytanie: „can you feel the
touch of evil?” padające w tym utworze, wywołuje ciary na plecach. Poza
tym, kto inny wymyśliłby, do riffów z „Letters
from the Earth” taki wokal jak Dio?
Do ciężkiej muzy dodano odpowiednie
teksty. Geezer Butler przy okazji tego albumu wspominał: „Prosiliśmy Ronniego by zapomniał o tym, o czym pisał w przeszłości, by dał
spokój różnym smokom i gadom…”. Faktycznie smoki odleciały za horyzont.
Zamiast tego mamy np. socjologiczne spostrzeżenia („Computer God” oraz „TV Crimes”).
Niesamowite wrażenie robi tekst do „I”.
Wygląda to na deklarację kogoś, kto idzie na wojnę z całym światem. Przytoczę
fragment szczególnie „urokliwy”:
„I am
virgin
I am whore
Giving nothing
The taker
The maker of war”
Mocny tekst do mocnej muzyki. Ta muzyka to heavy metal. Nie chodzi w tym
momencie o przegródki, tylko o dosłowność określenia ciężki metal. „Dehumanizer”, na tle pozostałych płyt
Black Sabbath, jest ciężki jak czołg Challenger 2. Jest w słuchaniu tego albumu
jakaś perwersyjna radość z przynależenia do straceńców rozjeżdżanych na własne
życzenie. Ludzi, którzy biorą sobie do serca fragment tekstu
piosenki „Sins Of The Father”, gdzie
Dio śpiewa: „I see the diamonds but You
only see the rock”. To jest odpowiedź dla tych wszystkich, którzy
wątpią w moc „Dehumanizer”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz