Nazwa zespołu:
ASG
Tytuł płyty:
Blood Drive
Utwory:
Avalanche; Blood Drive; Day's Work; Scrappy's Trip; Castlestorm;
Blues for Bama; Earthwalk; Children's Music; Hawkeye; Stargazin; The
Ladder; Good Enough to Eat
Wykonawcy:
Jason Shi – gitara, wokal; Andy Ellis – gitara basowa; Jonah
Citty – gitara; Scott Key - perkusja
Wydawca: Relapse
Records
Rok wydania: 2013
"Jesień,
Kochana, idzie jesień...
Z jesienią idą barwy złote.
I tak się na tę jesień cieszę,
Bo z dawna na nią mam ochotę"
Z jesienią idą barwy złote.
I tak się na tę jesień cieszę,
Bo z dawna na nią mam ochotę"
Spoko,
spoko. Nie jest to fragment tekstu jednej z piosenek zawartych na
płycie o której dziś napiszę. To kilka wersów pewnego jesiennego
wiersza, które luźnymi skojarzeniami spasowały mi jak trzeba do
albumu „Blood
Drive”
zespołu ASG.
ASG
to kapela z Północnej Karoliny założona w 2001 roku. Nazwa jest
skrótem od Amplification Of Self Gratification. „Blood
Drive”
jest już piątym długograjem Amerykanów. Podobnie jak poprzedni –
został nagrany z pomocą producenta Matta Hyde'a (m.in. Slayer i
Children Of Bodom). Kwartet porusza się ogólnie rzecz biorąc po
stonerowych orbitach rocka i metalu... dobra, starczy suchych faktów.
Skierujcie teraz wzrok na okładkę tego albumu. Kiedy wasze
kowadełka, młoteczki itd. zaczną wibrować gdy z głośników
dobiegać będzie muzyka z tej płyty jeszcze lepiej zrozumiecie skąd
na jesienną poezję mnie wzięło.
Posłuchajcie
tych gitar rozbłyskujących dogorywającym światłem. Poczujcie ten
bas, który tętni niczym mineralwasser gdzieś pod Cieplicami
Śląskimi. A ten zapach wędzonki z szopy dobiegający... to tam
pewnie bębny nagrywali. Nad tym wszystkim unosi się wielopiętrowy
wokal Jasona Shi. Trudno uwierzyć, że jeden człowiek śpiewa na
całej płycie. Gość ma głos gdzieś między Perrym Farrelem
(Jane's Addiction) a Sullym Erną (Godsmack) do tego wrzasnąć też
potrafi.
Nie
jest to taki stoner na maksa w którym wszyscy upaleni jadą nie
wiadomo gdzie. Słychać tu świadomą zabawę możliwościami jakie
daje rockowy kwartet z dwiema gitarami. Weźmy np. kawałek
„Scrappy's
Trip”
w którym jest trochę niby rozgardiaszu bo to granie niedaleko od
prog rockowego rozbuchania, ale z punkowo zadymionym charakterem i
błyskotliwymi gitarami.
Kiedy trzeba to ASG potrafią ograniczyć swą siłę rażenia aby
wyeksponować swobodnie melodie. Takie coś słychać w dwóch
magicznych utworach: „Blues
for Bama”
oraz “Good
Enough to Eat”.
Mamy tu smutek, który nie smuci, czy jakoś tak... nie wiem, trudno
oddać słowami piękno tych dźwięków. Czadu też nie brakuje. Już
otwierający album kawałek “Avalanche”
pokazuje potencjał mocy a moment wspinania się drugiej gitary to
jednym słowem odlot. Na koncerty też się nada muza z tej płyty.
Np “Stargazin”
nie dość, że potrafi rozruszać to zawiera spokojniejszy fragment
na bazie którego zespół mógłby trochę poimprowizować na żywo
jeśli tylko będzie miał ochotę.
ASG
na albumie “Blood
Drive”
to już liga mistrzów stonerowego grania. Niechby wszystkie refreny
wpadały w ucho tak łatwo jak ten z kawałka tytułowego to byłoby
pozamiatane. Cholera tak grają, że jak wygram w totka to pojadę do
tej Północnej Karoliny zobaczyć jak tam jest.
Autor: Szamrynquie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz