Nazwa zespołu:
DANZIG
Tytuł płyty:
Skeletons
Utwory:
Devils Angels; Satan (from Satan Sadists); Let Yourself Go; NIB; Lord
Of The Thighs; Action Woman; Rough Boy; With A Girl Like You; Find
Somebody; Crying In The Rain
Wykonawcy:
Glenn Danzig – wokal, klawisze, gitary, gitara basowa, perkusja;
Tommy Victor – gitary, gitara basowa; Johnny Kelly - perkusja
Wydawca: Evilive
Records / AFM Records
Rok wydania: 2015
Niełatwo być fanem Danzig, oj
niełatwo. Zespół ten żyje trochę w cieniu własnej legendy,
coraz mniej koncertuje i nie nagrywa nowych rzeczy z regularną
częstotliwością. Dodatkowo Glenn zaliczył kilka, atrakcyjnych dla
internetowych sępów wpadek, o co nietrudno przy jego trudnym
charakterze. Na szczęście pierwszy niegdyś pakero diabolicznego
rocka jest słownym człowiekiem. Obiecał album z przeróbkami i
słowa dotrzymał.
Płyta „Skeletons” ma
niemało zalet. Danzig miał pomysł na to jak się powinno robić
covery. Nie ma sensu odgrywanie piosenek tak jak lecą w oryginale.
Trzeba tchnąć w nie nowe życie i to się mu udało, choć niekiedy
rodzi się pytanie: ale co to za życie do diabła? Zaletą jest
również ciekawy dobór utworów, mimo braku jakiegoś stricte
bluesowego kawałka. Każdy kto zna jako tako Danziga mógł się
spodziewać, że będzie tu coś z repertuaru Elvisa Presleya czy
Black Sabbath. Ale już piosenki Aerosmith czy ZZ Top są pewnym
zaskoczeniem. Dla Glenna to w dużej mierze podróż w czasie, do lat
młodości (patrz np. „Let Yourself Go”
czy „With A Girl Like You”),
a w przypadku „Find Somebody”
także do rodzinnych stron ponieważ The Young Rascals, którzy ten
numer stworzyli byli rodem z New Jersey. Tak jak sam Danzig.Wielu
jego fanów na świecie nie było gdy te utwory powstały. Będzie
więc to dla nich muzyczno - archeologiczna zabawa. Niektóre z tych
piosenek, wielu słuchaczom zapewne, nie były wcześniej znane a
inne były znowuż zapomniane. Można sobie więc wzbogacić wiedzę
o fajne starocie. Wreszcie udana okładka wzbudza ciekawość czy
Kayden Kross tańczyła kiedyś na rurze przy „She Rides”?
Większość tych zalet może niestety
wyparować ze świadomości gdy się już „Skeletons”
włączy w odtwarzaczu. Niespójne i często gęsto chujowe brzmienie
albumu odgrywa tu znaczną rolę. Nie wykorzystanie potencjału
własnych muzyków pogarsza sytuację. Mam tu na myśli brak basisty
Steve'a Zinga i tylko częściowe dopuszczenie do „głosu”
bębniarza Johnny'ego Kelly'ego (zagrał jedynie w połowie utworów
i niestety słychać gdzie go brakuje, bo Glenn doszedł do wniosku,
że sam da radę). Przez większość czasu nie można też uciec od
myśli – gdzie się podział John Christ ze swoją gitarą? Tommy
Victor bowiem wniósł do tej płyty tyle co kot napłakał. Drażni
też bezkrytyczność Glenna wobec swojego wokalu czy umiejętności
gry na instrumentach (bolesna dla uszu wersja „Rough Boy”).
Wszystko to sprawia, że warte uwagi na tym albumie są jedynie
otwierający punkowy czad „Devil's Angels”,
sabbathowy „NIB”,
który brzmi bardziej złowieszczo niż oryginał, oraz „Find
Somebody” któremu nadano nabuzowany
charakter. Do pewnego stopnia za udany można też uznać „Crying
In The Rain” z repertuaru The Everly
Brothers. Całkiem nieźle to wyszło, może poza gitarą rytmiczną
która brzmi tak jakby jej operatorowi chciało się lać podczas
nagrywania. Danzig dał tej piosence jednak więcej melancholii i w
tym nowym odcieniu całkiem jej do twarzy.
Niełatwo być
fanem Danzig, oj niełatwo. Album „Skeletons”
sprawy niestety nie ułatwia. Wręcz przeciwnie. Glenn zapowiedział
już kolejną płytę z premierowym i autorskim materiałem. Pewnie
ktoś, gdzieś czeka już na ten album. Ja też, ale nie bez obaw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz