Nazwa zespołu: KABANOS
Tytuł płyty: Kiełbie
we łbie
Utwory: Baleron w kartoflach pod keczupem; Baba i dziad;
Bagno; Klocki; Rakieta; Pijawki; Monopol; Motyl; Buraki; Psy, krowy i kapusta;
Pancerz; Paliwoda
Wykonawcy: Mirek Łopata – gitara; Ildefons Walikogut –
gitara basowa; Zenek Kupatasa – wokal; Lodzia Pindol – gitara; Witalis
Witasroka – instrumenty perkusyjne
Wydawca: Fonografika
Rok wydania: 2012
„Kiełbie we łbie” to trzecia płyta kwintetu wokalno instrumentalnego
Kabanos. Słuchaczom znającym ten zespół z jego wcześniejszych dzieł, może zapalić
się alarmowa żarówka po spojrzeniu na okładkę. Ilustracja ta jest „niepokojąco”
dojrzała w porównaniu z okładkami poprzednich albumów. Czy zmiany w stylistyce
szaty graficznej oznaczają również jakieś daleko posunięte zmiany w muzyce
grupy?
Wszyscy, którym muzyka Kabanosa
smakowała dotychczas i którzy dostrzegli, że twórczość tego zespołu jest czymś
więcej niż absurdalnym humorem, tym razem również będą mlaskać z uznaniem. Jest
nawet szansa, że pojawią się nowi mlaskający albo mlaskanie będzie głośniejsze.
Zespół Zenka Kupatasy na nowej płycie gra lepiej i brzmi lepiej. Lodzia Pindol
i Mirek Łopata potrafią świetnie wykorzystać to, że w składzie są dwie gitary.
Szkoda jednak, że realizator nagrań nie polał Mirkowi wódeczki przed
nagrywaniem solówek, może miałyby wówczas więcej ułańskiej fantazji, której im
nieco brakuje. Sekcja rytmiczna odpowiednio wzmacnia gitarowy czad. Trzeba
jednak wspomnieć o tym jak fajnie Ildefons Walikogut dodał charakteru piosence
„Klocki”, a Witalis Witasroka wcisnął
urocze werblowanie w ostatnim refrenie piosenki „Buraki”.
Kabanos na płycie „Kiełbie we łbie” pokazuje, że ma łatwość
tworzenia chwytliwych numerów w dużej mierze zainspirowanych stylem System Of A
Down. Potrafi też ciekawie zamieszać w aranżacjach. Weźmy np. taki numer jak „Pancerz”. Na początku wydawać się może,
że będzie to zwykły kawałek oparty o schemat: spokojna zwrotka – czadowy
refren, ale nic z tego. W dalszej części piosenki wyskakuje, niczym Filip z
konopii, ciekawa zmiana rytmu. Albo taki numer jak „Bagno” gdzie „systemowe” skoczne umpa umpa świetnie dopełniono
gitarą, która przyszwendała się z soundtracku do jakiegoś filmu Tarantino. Skoro
już jesteśmy przy filmach, to teledysk nakręcono do utworu „Baba i dziad”, który ma dużo
aranżacyjnych smaczków i kupę energii. Nieco
odstaje od reszty kawałek „Paliwoda”.
Sprawia wrażenie przekombinowanego. Niewykluczone, że wypadłby ciekawiej gdyby
go jeszcze bardziej rozbudować, zamieniając jednocześnie w utwór
instrumentalny. Muzycy wyżyliby się a słuchacze przekonali, jak brzmi Kabanos
bez charakterystycznych tekstów i głosu Zenka.
Cechą wspólną większości utworów
z płyty „Kiełbie we łbie” jest ich
koncertowy potencjał. Przy tych numerach można się nieźle wyskakać. Mam
nadzieję, że Kabanos zostanie endorserem jakiejś firmy meblarskiej i będą
rozstawiać tapczany do poskakania dla fanów (patrz tekst do „Klocki”). Taki kawałek jak „Buraki” brzmi jakby był wręcz z
premedytacją napisany z myślą o koncertach. Wyobrazić sobie tłum w klubie
śpiewający zgodnie refren „Mam na to
wszystko wyjebane” – nic prostszego.
Tu dochodzimy do kwestii tekstów piosenek. Zenek Kupatasa trzyma się (choć
może coraz luźniej) swej śmiesznej, mocno infantylnej konwencji, ale ma też w
swoich tekstach wiele do przekazania. Nie są to li tylko jaja żeby gawiedź
rozbawić. Bardzo dobrym pomysłem jest zamieszczenie w książeczce wraz z
tekstami piosenek suplementu, który wyjaśnia skąd wzięły się inspiracje autora
liryków. Obok udanej stricte muzycznej części albumu, jest to kolejny powód
żeby mieć „Kiełbie we łbie”… na półce,
obok innych płyt.