czwartek, 6 września 2012

TESTAMENT - Dark Roots Of Earth


Nazwa zespołu: TESTAMENT

Tytuł płyty: Dark Roots Of Earth

Utwory: Rise Up; Native Blood; Dark Roots of Earth; True American Hate; A Day in the Death; Cold Embrace; Man Kills Mankind; Throne of Thorns; Last Stand for Independence; Dragon Attack; Animal Magnetism; Powerslave; Throne of Thorns (extended version)

Wykonawcy: Chuck Billy – wokal; Eric Peterson – gitara; Alex Skolnick – gitara; Greg Christian – gitara basowa; Gene Hoglan – instrumenty perkusyjne

Wydawca: Nuclear Blast

Rok wydania: 2012

Oto jest nowy Testament. Dark Roots Of Earth” wychodzi cztery lata po udanym krążku „The Formation Of Damnation”. Po tym, co mówi w filmie o powstawaniu płyty mózg kapeli, czyli Eric Peterson, wynika, że zespół wcale nie cierpiał na nadmiar gotowych piosenek zanim prace nad płytą ruszyły pełną parą. Dobrze więc, że Testament zabrał się wreszcie do roboty i oczekiwanie fanów nie przeciągnęło się jeszcze bardziej a zespół nie przespał wzmożonego zainteresowania klasycznymi zespołami thrashowymi w ostatnich latach.

Przed nagrywaniem nowej płyty nie obyło się bez problemów. Z formacji odszedł Paul Bostaph – muzyk, który na „The Formation Of Damnation” pokazał, że świetnie pasuje (przynajmniej muzycznie) do tej kapeli. Zatrudnienie Gene Hoglana „Ciemnym korzeniom…” na pewno nie zaszkodziło, ale stabilizacji na stołku bębniarza w Testament niestety nie gwarantuje, bo Atomowy Zegar to muzyk rozchwytywany i działający w dużej mierze jako tzw. sideman.

Testament podobnie jak Metallica czy Megadeth nie rozsiadł się na kanapie podpisanej 100% thrash. „Dark Roots Of Earth” to album mocno zróżnicowany. Już sam utwór tytułowy po liftingu mógłby wejść do repertuaru np. Alice In Chains. A taki „Cold Embrace” w niektórych częściach zalatuje Opethem. Sam thrash na tym albumie też jest nie jednej maści. Są petardy takie jak np. otwierający płytę „Rise Up” czy ostatni na podstawowej liście utworów „Last Stand for Independence”. Ale np. „A Day in the Death” to kawałek nieodległy od zakręconego klimatu „Bastard” Kata. Przebojowością wyróżniają się: „Native Blood” do którego nakręcono teledysk, „True American Hate”, który na koncertach był grany chyba jeszcze przed premierą płyty i pewnie długo jeszcze z setlisty nie zniknie oraz „Throne of Thorns” świetnie nadający się do ćwiczeń mięśni szyj.

Wersja rozszerzona albumu zawiera płytę DVD a na niej: koncertowe wykonania kilku starszych utworów grupy, film o powstawaniu płyty i opowieści gitarzystów z serii „popatrzcie jakie mam zabawki”. Na CD są także bonusy: trzy covery i wydłużona o kilkadziesiąt sekund wersja utworu „Throne of Thorns”. Z tego wszystkiego najciekawsze są przeróbki cudzych piosenek. „Dragon Attack” z repertuaru Queen to czysta zajebjoza. Po prostu słychać, że panowie mają ubaw grając ten numer. Może będą rozkręcać mały jam na koncertach za pomocą tej piosenki? „Animal Magnetism” znany z oryginalnego wykonania Scorpions to parę minut mocno zakopconego dźwiękowego pornola. Wreszcie, może nie tak zaskakujący w wyborze, ale nie mniej udany jest cover „Powerslave” Żelaznej Dziewicy.

Okładkę malnął, podobnie jak w przypadku „The Formation Of Damnation” Eliran Kantor. Obrazek wydaje się trochę mastodontowy w klimacie, zaś na jego pierwszym planie uwieczniono mitycznego Cernunnosa. Co by nie gadać, okładka robi wrażenie i wpada w oko. Wydanie w formie digibooka prezentuje się bardzo solidnie i elegancko. Jakbym miał osiem lat to chciałbym dostać to na komunię.

Są charakterystyczne wokale Chucka Billy’ego. Są nietuzinkowe riffy Petersona. Są boskie solówy Skolnicka. Spuchnięte paluchy Christiana też słychać a Hoglan zaintryguje od czasu do czasu ciekawymi wtrąceniami na blachach. Może nie czuć na tym albumie młodzieńczej energii jak na „The New Order”. Może nie ma takiego polotu i świeżości jak na „Low” albo czadu jak na „The Gathering”, ale „Ciemne Korzenie Ziemi” to bardzo dobry album, którego słucha się wybornie i basta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz