Nazwa
zespołu: THE AGONIST
Tytuł płyty:
Prisoners
Utwory: You’re
Coming With Me; The Escape; Predator & Prayer; Anxious Darwinians;
Panophobia; Ideomotor; Lonely Solipsist; Dead Ocean;
The Mass Of The Earth; Everybody Wants You (Dead); Revenge Of The Dadaists
Wykonawcy: Alissa
White-Gluz – wokal; Danny Marino – gitara; Christopher Kells – gitara basowa;
Pascal Jobin – gitara; Simon McKay – instrumenty perkusyjne
Wydawca: Century Media
Rok wydania: 2012
Kanadyjczycy z kapeli The Agonist
wciąż wiosłują po jeziorze melodic death metalu do którego przecieka trochę
metalcore’a (rytmika i niektóre riffy oraz wokale), metalu progresywnego (gitary)
czy nawet black metalu (ale takiego bardziej w wydaniu Cradle of Filth).
Ostatnio wywiosłowali nowy album zatytułowany „Prisoners”. To już trzeci długograj w dorobku tego zespołu.
Główną postacią kwintetu jest
wokalistka Alissa White-Gluz. Na tle innych niewiast śpiewających w kapelach
metalowych, wyróżnia się tym, że stosuje bogaty zestaw różnych barw głosu, w tym
iście rzeźnickie. Ludziom lubiącym tzw. czarny humor być może wyda się to zabawne
w kontekście jej pozamuzycznej działalności. Alissa jest bowiem aktywistką na
rzecz praw zwierząt. W utworze „Predator
& Prayer”, oprócz kilku odcieni jej głosu (od subtelnych wokaliz po ryk
zarzynanej świni) znalazł się dodatkowo… dziecięcy chórek. Oj nie brzmi to jak
ujarzmianie zgrai bachorów przez panią przedszkolankę.
Alissa jest z jednej strony
skarbem albumu „Prisoners” a z
drugiej jego obciążeniem. Jest skarbem bo jej wokale to znak rozpoznawczy
kapeli. Poza tym napisała ciekawe teksty. Jest obciążeniem bo „Więźniowie” są niemiłosiernie
przeładowani jej śpiewem. W utworach sporo się dzieje w warstwach
instrumentalnych. Nie rozumiem więc, po cholerę linie wokalne poupychano prawie
wszędzie. Swoiste przegięcie pały następuje gdy w kawałku „Everybody Wants You (Dead)”, po początku zagranym na gitarze
akustycznej, wchodzi wokal, który przykrywa solówkę gitarową. Aż powtórzę
prastare porzekadło – co za dużo, to niezdrowo. Nie dość, że słuchacz może się
męczyć w tej wokalnej duchocie to przecież sama wokalistka zgotowała sobie
niezły orzech do zgryzienia na koncertach. Będzie musiała bardzo dbać o
kondycję żeby nie wypaść blado na żywo.
Jestem ciekaw jakby się ten album
odbierało, gdyby zespół wpadł na pomysł, żeby dodać krążek z wersjami
instrumentalnymi. Przypuszczam, że nie byłby to pomysł chybiony, bo
instrumentaliści grają ciekawie. Szczególnie praca gitar na „Prisoners” jest warta uznania. Tu
nadmienię, że jest to pierwszy album z Pascalem
Jobinem na pokładzie. Nowy gitarzysta jest głównym autorem muzyki w numerze „Predator & Prayer” i już pierwszy
riff z tego kawałka pokazuje, że wioślarz ten sprawdza się zajebiście. Główny
riffmaker w zespole - Danny Marino – też ma łapy sprawne, podobnie jak zwoje
mózgowe odpowiedzialne za komponowanie. Nawet Simon McKay, będący perkusistą,
chwycił za gitarę w numerze „Anxious
Darwinians” i też co najmniej dobrze mu to wyszło. Warto również zwrócić
uwagę na nieszablonowe, jak na metal, partie basu Christophera Kellsa np. w „The Escape”.
Nie ma na tej płycie utworów
jednoznacznie słabych. Rzecz w tym, że mnogość motywów polana gęściarnym sosem
wokalnym jest na „Prisoners” tak
powszechna, że przestaje robić większe wrażenie. Na szczęście nie zabrakło bardzo
udanych kawałków, które mają wabik na słuchacza. „You’re Coming With Me” wręcz kipi energią. Najbardziej agresywny „Panophobia” powinien rozkęcać niezły
młyn na koncertach. Wybrany na pilotującego singla „Ideomotor” to aranżacyjne cacko. W „Dead Ocean” zespół ciekawie bawi się nastrojami. Zaskakujący „Revenge Of The Dadaists” z końcowym
zagęszczaniem świetnie sprawdza się jako zamykacz płyty.
Muszę też pochwalić brzmienie albumu. Dobrze słychać każdy z
instrumentów a wszystkie one zebrane razem z wokalami mają konkretny cios. Za
mix i mastering odpowiada Tue Madsen, który pokazał, że zna się na swojej
robocie. Okładkę narysował Alex Boyadjiev – plastyk z rodzinnego miasta zespołu
tj. Montrealu. W środku książeczki są m.in. ciekawe portrety muzyków. W pewien
sposób zawalił natomiast swoją pracę producent albumu - Christian Donaldson.
Myślę, że „Więźniom” bardziej
wyszłoby na zdrowie gdyby z The Agonist znalazł się w studio taki producent,
który potrafiłby przekonać ten niezwykle uzdolniony zespół, że czasem mniej
znaczy więcej.