piątek, 2 marca 2012

OVERKILL - Ironbound



Nazwa zespołu: OVERKILL

Tytuł płyty: Ironbound

Utwory: The Green and Black; Ironbound; Bring Me the Night; The Goal Is Your Soul; Give a Little; Endless War; The Head and Heart; In Vain; Killing for a Living; The S.R.C

Wykonawcy: Bobby “Blitz” Ellsworth –wokal; DD Verni – gitara basowa; Dave Linsk  – gitary; Derek Tailer  – gitary; Ron Lipnicki – perkusja

Wydawca: Nuclear Blast

Rok wydania: 2010

Po przeczytaniu kilku recenzji tej płyty w drukowanych magazynach i webzinach można się poczuć jak w żelaznym uścisku. Wszędzie same ochy i achy. Wiadomo Overkill, ekipa solidna, od lat wraz z Testament i Exodus, wymieniana w rozszerzeniach wielkiej czwórki thrashu. Skąd jednak nagle taka bomba? A jest to bomba na miarę nazwy wytwórni, która to wydała. Być może zaważyło to, że przy płycie z zespołem współpracował Peter Tägtgren. Niby zajął się tylko miksem, ale te „tylko” sprawiło, że „Ironbound” brzmi znacznie lepiej niż poprzedni album zatytułowany „Immortalis”, który przecież do kiepskich też nie należał. Swoje pewnie zrobiło też to, że to już druga płyta obecnego składu i zapewne ekipa z New Jersey jest teraz lepiej zgrana. A może duet autorski Blitz/Verni byli „Under Influence”? Thrash jako połączenie heavy metalu i punka to gatunek, pod jaki zawsze podpinano Overkill. Myślę, że na „Ironbound” jest nieco więcej niż zwykle heavy metalu, w tej thrashowej zupie. Do stylu Overkill przesiąknęło przez lata także sporo wpływów hardcore a'la Biohazard czy Panterowych naleciałości. Tego także jest ciut mniej niż na ostatnich płytach. Wszystko to sprawia, że nową płytę Blitza i spółki możemy postawić bliżej genialnej „Horrorscope” (początek „The Goal Is Your Soul” coś wam przypomina?) niż np. późniejszej „Necroshine”.

Klip promujący płytę nakręcono do kawałka „Bring Me the Night”. Nie jest to numer reprezentatywny dla całej płyty, ponieważ słychać tu szczególnie sporo wpływu zacnego Motörhead. Faktem jednak jest, że piosenka ta, to hiper energetyczne krzesanie iskier. Tu i ówdzie znajdziemy potwierdzenie, że DD Verni wychował się na Black Sabbath, np. riff wchodzący po tajemniczym początku w kawałku „The Green and Black”, to dziecko klasycznego riffu z „Children of the Grave”. Kapitalny, ale już bardziej w stylu wczesnego Iron Maiden, jest riff po solówce w „Endless War”. Nie jest jednak tak, że Overkill składa swoje numery z zerżniętych pomysłów. Po prostu nie urwali się z sufitu. Z resztą na „Ironbound” są znaki szczególne tej kapeli powodujące, że nie ma bata, aby pomylić ich z kimś innym. Po pierwsze głos Blitza; jeden taki na planecie Ziemia. Wredny jak zwykle, ale melodyjny, do tego mocny i z wyczuwalną pasją. Po drugie chłodne brzmienie basu DD Verniego, którego nie trzeba wyławiać uszami, bo jest świetnie słyszalny. Wreszcie motoryka riffów typowa dla tego zespołu.

Poziom energii, jaki bije od piosenek na „Ironbound” jest … oooooogromny. Duża w tym zasługa Rona Lipnickiego. Możliwe, że przy nagrywaniu tej płyty wypocił tyle, że można by wypełnić zbiornik retencyjny elektrowni Konin. Aranżacje są rozbudowane, tak jak na rasowy thrash przystało. Już w pierwszym kawałku na płycie jest zatrzęsienie motywów, a do tego jeszcze świetne solo gitary na zmiennym podkładzie. W ogóle gitary tną bez zarzutu a solówki Linska są inteligentnie zagrane. Rzućmy uszami, w telegraficznym skrócie, na jeden z najzacniejszych na płycie utworów a mianowicie „Give a Little”: łeb urywa już od początku, refren bajka, nie da się usiedzieć, walec na zwolnieniu i nagle limo pod okiem, bo wchodzi solo i powraca naparzanka, potem rozlanie napięcia i ponowne narastanie. Jak kiedyś będą zajęcia fitness dla chcących uprawiać zaawansowany taniec pogo, to ten numer będzie jednym z kawałków instruktażowych.

Okładkę strzelił Travis Smith, który już wcześniej tworzył dla Overkill. W Polsce znany jest m.in. ze swoich prac dla Opeth czy Katatonii. Ponownie strzelił w dziesiątkę, bo obrazek świetnie pasuje do muzyki i zawiera charakterystyczną uskrzydloną czachę. Ogólnie rzecz biorąc cała płyta „Ironbound” to strzał w dychę. Dla fanów Overkill to pozycja obowiązkowa do posiadania a dla całej reszty obowiązkowa do przesłuchania, żeby sobie uświadomili moc thrashu ze wschodniego wybrzeża. Amen

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz