sobota, 3 marca 2012

SADIST - Above the light (reedycja z 2005 roku)



Nazwa zespołu: SADIST

Tytuł płyty: Above the light (reedycja z 2005 roku)

Utwory: Nadir; Breathin' Cancer; Enslaver of Lies; Sometimes They Come Back; Hell in Myself; Desert Divinities; Sadist; Happiness 'n' Sorrow; Dreaming Deformities; Musicians Against Yuppies
Wykonawcy: Tommy – gitara, keyboard; Peso – perkusja; Andy; gitara basowa, wokal

Wydawca: Beyond Productions

Rok wydania: 2005

Przypuszczam, że wielu z was mogłoby podać przykład płyty, która nie jest szeroko znana albo jest nieco zapomniana a którą waszym zdaniem, powinno spotkać coś zgoła odmiennego. Dla mnie taką płytą jest „Above the light”, nagrana przez włoski zespół Sadist w 1993 roku. Dwanaście lat później wydano ją ponownie, wzbogaconą o dwa numery nagrane w 2000 roku.

Sadist często zaliczany jest do grona zespołów reprezentujących progresywny death metal. Można się z takim postawieniem sprawy zgodzić, ale nie bez wrażenia, że upychamy ten band do tej szuflady trochę na siłę. Muzyka zawarta na „Above the light” jest bardzo trudna do sklasyfikowania. Niech będzie, że to neoklasyczny metal z death metalową agresją i black metalowym mrokiem.

No to jedziemy po kolei. Neoklasyczny metal, na tej płycie, to specyficzna melodyka, instrumenty klawiszowe m.in. imitujące fortepian, klawesyn czy flet oraz wpływy Yngwie Malmsteena słyszane w solówkach. O ile jednak szwedzki wirtuoz często zapomina, co to umiar, to jego włoski fan może nie jest tak szybki, ale gra po prostu ciekawiej.

Death metalowa agresja to riffy. Taki riffowy huragan występuje np. w kawałku „Enslaver of Lies”. Brzmienie gitary na riffach jest świetne, istne „warczące zło”. Bardzo agresywna jest też większość partii perkusji. Peso najbardziej przekonywująco wypada we wściekłych momentach. Brzmienie bębnów jest dziwaczne, ale zaskakująco udanie współtworzy ogólną atmosferę albumu.

Black metalowy mrok „Above the light”, to z jednej strony właśnie ta ogólna atmosfera kompozycji a z drugiej wokale Andy’ego. Głos gościa jest naprawdę paskudny. Wszystko razem brzmi jakby nagrywane było w jakichś lochach. Jak mawia znajomy miłośnik tenisa stołowego - „mrok jak skurwysyn”.

To, że muzyka zawarta na „Above the light” określana jest jako progresywna to zasługa złożoności utworów. Również brzmienie basu jest charakterystyczne dla zespołów, które lubią technicznie poszaleć. Tu dochodzimy do sedna sprawy. Na tej płycie wyjątkowo udanie połączono: brzmienie jak zza światów, rozbudowane, ale wciąż czytelne kompozycje i dobry warsztat muzyków, którzy swoje umiejętności zaprzęgli do wozu pod nazwą intrygująca, mroczna i miażdżąca atmosfera muzyki.

Nie można opisać kolejnych utworów w prosty sposób, stwierdzając, że ten utwór jest szybki i agresywny a następny już wolny i spokojny itp. Na tej płycie prawie wszystkie utwory zawierają, bowiem części zarówno furjacko-szybkostrzelne jak i spokojne, wręcz liryczne. Wyjątkiem jest pierwszy utwór pt „Nadir”, który cały jest niepokojący i tak czarny, iż ilekroć go słucham wiem, że coś się dzieje. Dla mnie jest najlepszym intro jakie słyszałem na płytach metalowych.

Następną ciekawą sprawą związaną z „Above the light” jest to, że na płycie, która jest bardziej smolista niż smoła, nie ma tematyki diabła. Teksty obrazują człowieka, który nie chce zaakceptować życia we współczesnej cywilizacji. Zło jest obecne w lirykach, ale nie jako osobowy stwór, jednoczący pod swymi racicami sfrustrowanych ludzi malujących flamastrami pentagramy na piórnikach.

Od właściwego zestawu utworów odbiegają wyraźnie dwa ostatnie, które dołączono do reedycji. Są to dobre numery, ale nie tak intrygujące jak właściwa zawartość albumu. Nieprzekonywujący wokal, mało wyraźne klawisze i brzmienie perkusji, które bardziej pasuje do kapel hard core’owych, nie pozwalają ocenić tych piosenek równie wysoko jak tych nagranych w 1993 roku. Tak więc dając najwyższą notę tej płycie, mam na względzie głównie utwory, które znalazły się na pierwszej edycji, a cześć nagraną siedem lat później traktuję jako ciekawy dodatek, który zresztą na zasadzie porównania dodatkowo podkreśla wyjątkowość właściwej zawartości tej płyty.

„Above the light” to płyta, której jedni zarzucą nieprofesjonalne brzmienie, inni pretensjonalność a zapewne znajdą się i tacy, którzy stwierdzą, że tu i ówdzie słyszą niedostatki wykonawcze. Nic dziwnego. Główny autor muzyki, czyli Tommaso Talamanca aka Tommy w czasie nagrywania tego albumu miał 20 lat i zapewne sam dzisiaj zmieniłby to i owo. Niepotrzebnie. Wszystkie ewentualne wady „Above the light” wyparowywują, ponieważ album ten, ma moc przenoszenia do innego świata i wżera się w pamięć na zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz