Nazwa
zespołu: CHILDREN OF BODOM
Tytuł płyty:
Relentless, reckless forever
Utwory: Not
My Funeral; Shovel Knockout; Roundtrip to Hell and Back; Pussyfoot Miss
Suicide; Relentless Reckless Forever; Ugly; Cry of the Nihilist; Was It Worth
It?; Northpole Throwdown
Wykonawcy: Alexi
Laiho – wokal, gitara; Janne Warman – keyboard; Roope Latvala – gitara; Jaska
Raatikainen – instrumenty perkusyjne;
Henkka Blacksmith – gitara basowa
Wydawcy: Spinefarm Records
Rok wydania: 2011
„Relentless,
reckless forever” to siódmy długograj Children Of Bodom. Płyta ta
nie przynosi rewolucji w muzyce grupy. Bardziej wygląda to na dalszy ciąg
ewolucji. Już na poprzednich płytach pojawiało się coraz więcej amerykanizmów tzn.
riffów a’la Pantera
czy bardziej groovy rytmów, które urozmaicały bazę muzyczną: tak zwany
melodyjny death metal. Na najnowszym albumie proporcje już się zmieniły do tego
stopnia, że death metalu nie ma prawie wcale. Dominują thrashowe riffy
przeplatane bardziej melodyjnymi fragmentami. Starego stylu Bodom zostało najwięcej
w głosie wokalisty i charakterystycznych barwach instrumentów klawiszowych.
Czy to dobrze, że muzyka zespołu
tak ewoluowała na przestrzeni lat? To zależy czy ktoś jest emocjonalnie
związany z wcześniejszym wcieleniem Finów. Ja nie jestem i o to co słyszę na
płycie „Relentless, reckless forever”:
mistrzostwo w budowaniu aranżacji. Już w pierwszym kawałku zatytułowanym „Not My Funeral” jest więcej pomysłów niż
podwyżek cen benzyny w Polsce w ostatnich latach. W następnych utworach również
dzieje się sporo. Zmiany tempa znajdziemy w każdej piosence, solówki gitar i/lub
klawiszy też. W dodatku solówki te nie są grane na podkładzie zbudowanym z
jednego riffu czy trzech akordów w koło Macieja. Wszystko się tu pięknie
rozwija. Nawet same sola powodują opad szczęki. Ile razy słyszę, mocno
spirytusowe, drugie solo gitarowe w „Was It Worth It?”, banan na twarzy
pojawia się niezawodnie. Jest tak brzydkie, że aż piękne.
Na szczęście riffy też prezentują
się okazale. Zwróćmy uwagę np. na utwór „Roundtrip
to Hell and Back”. Zaczyna się niczym jakiś kawałek HIM, potem w refrenie pojawi
się riff który mógłby wyjść spod palców Dimebaga a następnie czysty hard
rockowy temat. Żeby było śmieszniej to w zasadzie tak to zagrali, że wszystko
ma ręce i nogi, nie brzmi jak pastisz lecz jak nieco lżejszy numer Bodom. W
każdym utworze znajdziemy trochę inny klimat, ale też w każdym nóżka sama
zaczyna tupać. Do gitarowych wygibasów Alexiego i Roope dochodzi dość oszczędna
perkusja Jaski. To dzięki temu utwory mają siłę wyzwalacza machania banią.
Nudno jednak nie jest. W każdym kawałku są jakieś perkusyjne smaczki.
Posłuchajcie np. jak Jaska dołącza do gitar po solówce w „Northpole Throwdown”. Miód. Bas gra bardzo solidnie. Zero popisów,
ale za to fajne budowanie harmonii np. w „Not
My Funeral”. Wreszcie klawisze, które obok specyficznej melodyki są tym co
wyróżnia Children Of Bodom. Taki numer jak „Ugly”,
brzmi jak Bodom właśnie dzięki grze Warmana. O oryginalności Finów decyduje też
wokal. Alexi drze się jak dziki kot średniej wielkości (płyta wyszła w marcu).
Nie jest to zdziczały pers, ale lew też nie.
W porównaniu z poprzednimi
płytami Children Of Bodom, „Relentless,
reckless forever” ma chyba najciekawszą okładkę. Ripper tym razem w
jesiennej scenerii. Jest wiele detali więc można się dość długo wpatrywać w te
obrazki.
Tak jak kiedyś ktoś musiał się martwić ile było cukru w cukrze tak nikt
nie musi się martwić ile jest muzyki w muzyce Children Of Bodom, bo jest
naprawdę sporo. Muzyka ta nie jest też obciążona jakimś szczególnym przekazem.
Żadnych odwróconych lub normalnych krzyży, swastyk czy literek A w kółeczku. Po
prostu, nie masz ochoty oglądać badziewia w TV, włączasz ostatni Bodom,
delektujesz się kontrolowaną wścieklizną i pięknie jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz