Nazwa zespołu: DANZIG
Tytuł płyty: Deth Red Sabaoth
Utwory: Hammer Of The Gods; The Revengeful; Rebel
Spirits; Black Candy; On A Wicked Night; Deth Red Moon; Ju Ju Bone; Night Star
Hel; Pyre Of Souls: Infanticle; Pyre Of Souls: Seasons Of Pain; Left Hand Rise
Above
Wykonawcy: Glenn Danzig – wokal,
instrumenty klawiszowe, gitara, gitara basowa, perkusja; Tommy Victor – gitara,
bass; Johnny Kelly - perkusja
Wydawcy: AFM Records
Rok wydania: 2010
Kolejna płyta Danzig. Kolejne
doniesienia o powrocie do korzeni. Kolejne rozczarowanie? Historia kolejnych
płyt zespołu dowodzonego przez „złego Elvisa” tak się potoczyła, że większość
słuchaczy każdą płytę wydaną od 1996 r. rozpatruje w kontekście czterech
pierwszych wydawnictw nagranych przez klasyczny skład. Wiąże się z tym pewna
zagadka/pytanie. Na ile geniusz pierwszych płyt grupy wynika z geniuszu Glenna?
To jednak temat na szerszą opowieść.
Utwory grupy od zawsze miały dość
prostą budowę i sprawiały wrażenie „napisanych” na próbach. Podobnie jest na „Red Deth Sabaoth”, gdzie niektóre
kawałki kończą się jakby zespół nie wiedział, że są rejestrowane. Muzyka ta
jednak nie nuży oklepanymi schematami, choć takie są w niej zastosowane. Dzieje
się tak, ponieważ muzycy nie grają jak zaprogramowane roboty: nuta w nutę, lecz
poruszają się wg dość ogólnego szkicu, który narysował im Glenn. Swoją kartkę
ze szkicem dotyczącym solówek zgubił chyba Tommy Victor (może jej nie dostał?).
Jego sola często fajnie się zaczynają, ale po paru chwilach zaczynają irytować
swoją pogonią za … (niech każdy sobie dopowie za czym). Tommy jednak świetnie
spisuje się w gitarach rytmicznych, szczególnie jeśli chodzi o brzmienie. Jest
ciekawie i bardzo klimatycznie. Np. w ostatnim na płycie „Left Hand Rise Above” czy „Black
Candy”. Często ścieżki gitar są dość gęste, tworzą duszną i przytłaczającą
atmosferę jak w „Night Star Hel” lub
tkają fajny podkład jak w „Rebel Spirits”.
W tej gęstwinie gitar znika
basówka. Na początku „The Revengeful”
nie ma jej wcale. No cóż, w zespole podczas sesji nie było basisty z
prawdziwego zdarzenia i to słychać, choć przy tej gęstwinie gitar Victora, może
to i dobrze. Perkusję nagrał Johnny Kelly znany z Type’O’Negative. Jest
żywiołowo i prosto w paszczę, bez fajerwerków. W „Rebel Spirits” pojawiają się, nieczęste w muzyce Danzig, dwie stopy
i świetne przejścia a’la
John Bonham. Dla odmiany w „Black Candy” na perkusji zagrał
sam Glenn i … to słychać. Pewnie Kelly grał ten numer za czysto. A złoża brudu
na tej płycie są pokaźnej miąższości, więc nawet rozchwiana gra Glenna
przejdzie. Wsłuchajcie się też w „Deth
Red Moon” a usłyszycie tamburyn, na którym pewnie też gra Glenn, no chyba
że Kelly nagrywał ten instrument będąc po skrzynce Corony. Glenn jednak w tym
utworze, jak i na całej płycie, potwierdza swoją klasę wokalną. W „Ju Ju Bone” śpiewa tak, że staniki same
powinny się rozpinać. Elvis żyje w jego głosie. Linie wokalne są kapitalne.
Luźne i z bluesowym feelingiem.
Płyta trzyma równy i wysoki
poziom. Jedynie „Pyre Of Souls: Seasons Of Pain” dłuży
się nieco. Są słyszalne odwołania do przeszłości, np początek płyty to
żwawy numer przypominający początek albumu „How
The Gods Kill” (tyle, że tam zaczynała perkusja a na nowej płycie gitary).
„Deth Red Moon” przywołuje kultowe „Mother” ale tylko na początku utworu. „On
A Wicked Night” równie dobrze mogło by się znaleźć na drugiej płycie Danzig.
Okładka powinna zachwycić każdego
fana estetyki Glenna Danziga. Wewnątrz książeczki „zamazane” zdjęcia świetnie
oddają „brud” dźwiękowy albumu. Ciekawe czy pani której fotki ozdabiają
wnętrze, gra w horrorach klasy B czy nieco innych filmach? Fakt że, fotograf
załapał metkę na majteczkach może wskazywać na filmy p… klasy B. Wybaczcie ten
dziwaczny wywód, ale mam okładkę przed sobą gdy piszę te słowa.
Każdy kto słucha Danzig od lat,
znajdzie na „Deth Red Sabaoth” to co
trzeba: mrok, wpływy bluesa i Black Sabbath, jakąś bliżej nieokreśloną i
nieokiełznaną energię oraz głos mistrza, który sprawia, że jeśli jakiś zespół
bierze na warsztat piosenki Danziga to na starcie pada jak Justyna Kowalczyk na
finiszu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz