Nazwa zespołu: WOODY
ALIEN
Tytuł płyty: Right
and Simple
Utwory: Constant;
Brain; Kill Enemies; Equation; I’m Into; Pig In a Poke; Idle Mode; Those Days;
Easy And Plain; Can’t Get Rid Of It!; Who Wrote; Travel
Wykonawcy: Marcin Piekoszewski – gitara basowa, wokal;
Daniel Szwed – instrumenty perkusyjne
Wydawca: Macrogod Rec. / Pagan Pub.
Rok wydania: 2011
Mamy rok 2011. Na planecie
Ziemia, w kraju zwanym Rzeczpospolita Polska, gdzie ziemniak to warzywo numer
jeden a średnia roczna suma opadów wynosi około 600 mm , nie słychać ostatnio
o jakiś rewelacjach typu „kosmiczne kręgi zbożowe”. Pojawia się za to, czwarta
już, odsłona drewnianego obcego, czyli czwarta płyta zespołu Woody Alien.
Skład zespołu się nie zmienił. „Right and Simple” nagrywano też w tym
samym studiu co poprzednią płytę pt „Microgod”,
której recenzję odkopiecie bez szpadla na tym blogu. Tak więc:
ludzie ci sami, miejsce to samo a dźwięki choć podobne to jednak nieco inne.
- Jakie?
Właściwe i proste - jak mówi sam
tytuł krążka. Tak, tak. Trochę mniej mamy tutaj czadu niczym z koncertu a
wiecej przemyślanych pomysłów, klarownie przedstawionych. Względem całego
zbioru rockowych podgatunków ta płyta ma wciąż prostą produkcję tzn wokal męski
studencki, bas na przesterze, naturalna perkusja plus skromne ozdobniki. Jeśli
jednak ktoś myśli, że do tej muzy wystarczą głośniczki w laptopie, to źle
myśli. Przydadzą się przyzwoite słuchawki żeby docenić inwencję zespołu i
Przemysława Wejmanna, który kręcił gałkami. Na cieniutkim sprzęcie nie
usłyszycie np. jak bęben basowy na końcówce kawałka „Who Wrote” osiągnął rozmiary beczkowozu.
Marcin Piekoszewski na basie
wciąż serwuje kapitalne riffy, które są podstawą muzyki drewnianego obcego. Wokalnie
jest prosto, ale ciekawiej niż na wcześniejszych nagraniach zespołu. Tu i
ówdzie wokal przepuszczono przez jakiś efekt. Czasem pojawi się fragment
zaśpiewany wieloma głosami. Jest też, co najważniejsze, więcej emocji w głosie.
Bębny są coraz bardziej osadzone w ryzach piosenek, ale jest kilka fragmentów w
nietypowym metrum i niecodziennych pomysłów. Wszystko też niesie jak trzeba, więc
Daniel Szwed może być z siebie zadowolony. Poza tym, pojawiają się dodatkowe
instrumenty perkusyjne m.in. chimesy.
Nie ma na tej płycie schematyzmu.
Każdy kawałek jest osobnym mikrokosmosem rodem z drewutni. Podczas pierwszego
przesłuchania co rusz myślałem sobie „a to sukinsynowie”. W tak
minimalistycznym składzie trzeba mieć sporo pomysłów na granie żeby utwory nie
nudziły i Woody Alien takie pomysły ma, jak w mordę strzelił.
Trudno wybrać jakiś jeden
highlight tego albumu, ale przy super hiper energetycznym kawałku „Easy And Plain” wszystkie stawy moich
kończyn odmarzają na dobre. Wyróżniłbym też „Kill Enemies” gdzie wchodzi rytm który mógłby być w piosence
Beyonce, ale gdy pojawia się bas, wiadomo już, że Beyonce nie wpadnie zaśpiewać
ani potańczyć (pewnie ćwiczy uda na pływalni). „Equation” ma w sobie coś hipnotyzującego. Wystarczyło przesłuchać
go trzykrotnie pewnego pochmurnego dnia i miałem wrażenie, że młynek do
mielenia pieprzu (taki oldschoolowy, drewniany) chce mi coś powiedzieć. Następny
na płycie, „I’m Into” zawiera basowo
talerzowy wicher, ale po burzy przychodzi spokój, z którego wyłania się po
prostu riff zajebisty. „Pig In a Poke”:
jaskiniowy bas na początku gra chorego walczyka, potem brudne riffy którymi
rzuca nerwowa rytmika, jakieś świszczące efekty i zdesperowany wokal. Krótki,
instrumentalny „Can’t Get Rid Of It!”
to przejmująca linia basu, na którą nałożono przesterowaną perkusję,
wypuszczającą serie z kałacha. Brzmi to jak ilustracja dźwiękowa do jakiegoś
koszmaru wojennego.
„Right and Simple” ma kilka edycji. Na mojej półce leży płyta
zapakowana w jasne eko-pudełko z wytłoczonymi pierwszymi literami nazwy zespołu
i tytułu płyty. Jest też plakat zawierający teksty piosenek i podstawowe info o
albumie. Prosta, ale niecodzienna rzecz.
W nawiązaniu do tytułu ostatniego
utworu na płycie, można stwierdzić, że Woody Alien zaczyna podróżować. Chłopaki
wciąż lecą po orbitach jazz core’a czy innego noise rocka, ale kombinują
dodając do basowo perkusyjnej surówki nowe przyprawy. Na szczęście robią to ze
smakiem tak, że na koncertach będzie się dało zagrać te utwory prawie bez zmian
i sedno sprawy pozostanie nietknięte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz