środa, 29 lutego 2012

PAIN OF SALVATION - Road Salt One


Nazwa zespołu: PAIN OF SALVATION

Tytuł płyty: Road Salt One

Utwory: What She Means to Me; No Way; She Likes to Hide; Sisters; Of Dust; Tell Me You Don't Know; Sleeping Under the Stars; Darkness of Mine; Linoleum; Curiosity; Where it Hurts; Road Salt; Innocence

Wykonawcy: Daniel Gildenlöw - wokal, gitary, bas, organy, pianino, mandolina, lutnia, bałałajka, perkusja, keyboard; Fredrik Hermansson - instrumenty klawiszowe; Johan Hallgren - gitary, wokal; Léo Margarit - perkusja, wokal

Wydawcy: InsideOut Music

Rok wydania: 2010

Daniel Gildenlöw to człowiek renesansu: śpiewa, gra na wielu instrumentach, komponuje, pisze teksty, zajmuje się produkcją muzyczną i chyba wszystkim co wiąże się z działalnością jego zespołu. Do tego: pisze felietony, uczy śpiewu i gry na gitarze, … jest mężem i ojcem! Ma w zespole trzech kumpli ale nie przeszkadzało mu to nagrać większość materiału na ostatniej płycie.

Zanim włożymy płytę do odtwarzacza, możemy przeczytać we wkładce m.in., że ten album (w wolnym tłumaczeniu) „… nie będzie błagał o zachwyt i nie będzie przepraszał, nie przeprowadzi cię bezpiecznie przez wzburzone morze …”. Takie ostrzeżenie i wyzwanie równocześnie. Ale co tam, raz się żyje. W końcu zbawienie musi boleć, nieprawdaż?

Już pierwszy utwór-intro „What She Means to Me” (niestety tylko na rozszerzonej wersji) zaboli ortodoksów prog-metalu, którzy chcieli widzieć ten zespół obok innych przedstawicieli gatunku. Potem ortodoksi będą konać w drgawkach bo metalu nie ma na tej płycie wcale. Jest za to rock alternatywno-progresywny z wpływami bluesa i jazzu, a także muzyka rodem z wodewilu, musicalu czy rock opery. Dynamika w tej muzyce jest ogromna. Są wściekłe partie np. w „No Way”, szybkie i pełne gęstych dzwięków np w „Curiosity”. Podniosłe, czy wręcz hymniczne jak te w „Sisters”. Luzackie z cygarem w gębie i przyprawione bluesem „Tell Me You Don't Know”. Kabareciarskie w każdym calu, że aż tragikomiczne „Sleeping Under the Stars”. Niepokojące jak schizofrenik w bazie z wyrzutniami rakietowymi „Darkness of Mine”. Pchające w stronę bardziej konwencjonalnego rocka „Linoleum” (do czasu oczywiście he he). Brzmiące jak człowiek pogodzony z własnym losem „Road Salt”. Płynące jak łódka na jeziorze podczas burzy „Innocence”.

Brzmienie instrumentów na tej płycie jest czasem mniej a czasem bardziej przybrudzone, organiczne i ciepłe. Człowiek ma nieco irracjonalną radochę, że grają na polskich gitarach. Klawisze brzmią jednym słowem totalnie! Perkusja brzmi jakby w Soundgarden grał Lenny White. Jest też kilka nietypowych dla rockowego zespołu instrumentów np. mandolina.

Na płycie „Road Salt One” jest wirtuozeria (szczególnie w kreowaniu atmosfery) ale nie ma wymiatania. Świetnie wykorzystano wokale Hallgren’a i Margarit’a. Daniel Gildenlöw śpiewa tak jak robił to już wcześniej tj bardzo ekspresyjnie. No wczuwa się facet, bez wątpienia. Analizy tekstów się nie podejmuję. Napiszę jedynie, że taki „Tell Me You Don't Know” daje do myślenia.

Płyta ta ma jedną wadę a mianowicie, wiekszość utworów na niej zawartych średnio sprawdzi się na rockowych koncertach, obok koncertowych hiciorów z wcześniejszych albumów. Chyba, że panowie zaaranżują je na nowo tak aby poruszały dolne kończyny tak mocno jak teraz poruszają szarą galaretę pod czaszką.

Na koniec słowo o opakowaniu. Znajdziemy tu artystyczne zdjęcia. Na jednym z nich wściekłą kobietę ze strzelbą, na ten przykład. Robi wrażenie. To tylko jedna z warstw tortu, bo oprócz tekstów piosenek są też kapitalne opisy kto na czym zagrał w danym kawałku, albo takie kwiatki jak ten: „Fredrik … grzecznie lecz surowo odmówił zaśpiewania” (cytat z opisu do utworu  Darkness of Mine”). Nieśmiały typ tak ma. Wszystkich którzy mają chęć poszukać, może też nieco się wysilić i znaleźć chwilę czasu w spokojnym miejscu, aby uważnie przesłuchać ten album, zachęcam by byli bardziej śmiali niż Fredrik w śpiewaniu i sięgneli po tę płytę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz