Nazwa zespołu: MOTÖRHEAD
Tytuł płyty: Motörizer
Utwory: Runaround
Man; Teach You How To Sing The Blues; When The Eagle Screams; Rock Out; One
Short Life; Buried Alive; English Rose; Back On The Chain; Heroes; Time Is
Right; The Thousand Names Of God
Wykonawcy: Lemmy
Kilmister – gitara basowa, wokal; Mikkey Dee – perkusja; Philip Campbell – gitary
Wydawca: Steamhammer
Rok wydania: 2008
Motörhead to zespół cieszący się
powszechnym szacunkiem, można by rzec, ikona ciężkiego grania. W 2008 roku
wydał swój dwudziesty album studyjny. Tak
jak można było przewidzieć, rewolucja w muzyce grupy nie nastąpiła.
Na albumie „Motörizer” panuje niezwykła równowaga, oczywiście głos Lemmy’ego
jest rozpoznawalny na kilometr, ale instrumentalnie nikt tam się szczególnie,
na pierwszy plan nie przebija. Początek
kawałka „Rock Out” to wizytówka
brzmienia Motörhead Anno Domini 2008. Jeśli ktoś ma ochotę rozebrać sobie te
brzmienie na części, to ten fragment idealnie się do tego nadaje. Lemmy na
basie od lat ma wypracowany swój styl. Często przejmuje rolę gitary rytmicznej,
co jest zrozumiałe w tak skromnym, trzyosobowym składzie. W „When The Eagle Screams” gra króciutkie
solo przed solem gitary, ale nie wycina jakieiś łamigłówki, bardziej jakby
jamował. Campbell nawet gdy gra solo, to bardziej hałasuje niż próbuje
zafundować nam opad szczęki. Mimo to przyjemnie słucha się jego gry solowej,
np. w „Buried Alive”. Warto też
zwrócić uwagę jak kapitalnie buduje napięcie prostym sprzężeniem w „Back On The Chain”. Mikkey Dee gra
proste rytmy, ale w tej prostocie jest wirtuozem. To co wymyślił w „Heroes”, to potwierdzenie jego geniuszu.
Wróćmy do Lemmy’ego na chwilę. Barwa wokalu jak zawsze zakopcona i przepłukana
jakimiś procentami. Warto jednak zwrócić uwagę na to, jak pomysłowo zastosowano
wiele głosów pod koniec „Heroes”. Niecodzienny
zabieg w muzyce rockowej w ogóle.
Na „Motörizer”
dominują szybkie, energetyczne kawałki i może kiedyś policjanci będą odbierać
prawo jazdy za słuchanie tej płyty podczas kierowania pojazdem. Przy takim
kawałku jak „Rock Out” każde drzewo
jawi się jako potencjalny ostatni przystanek. Brak jest ballad, które całkiem
fajnie wychodzą temu zespołowi. Na szczęście nie odczuwa się boleśnie tego
braku, bo rozpędzony czołg choć miażdży, to robi to ciekawie. Pełno na tej
płycie aranżacyjnych smaczków potwierdzających klasę muzyków i ich zgranie.
Weźmy taki „English Rose”, wszystko tam
chodzi jak w najlepszym silniku. Kawałek ten jest najbardziej radosny i luzacki
na całej płycie. Całkiem inny klimat ma „Buried
Alive”, który kipi agresją. Najbardziej podniosły jest „Heroes” a „One Short Life”
przyjemnie buja w nieparzystym rytmie. „Back On The Chain” podskakuje jak na sprężynach. „The Thousand Names Of God” zawartymi w nim akcentami wyprowadza
mocne ciosy prosto w twarz. Kapitalny numer i wysokokaloryczne zakończenie
płyty. Jak na ironię „Runaround Man”,
który otwiera album, jest najmniej ciekawy, no ale kopie niemiłosiernie.
Zmienna atmosfera na „Motörizer”
sprawia, że można słuchać tego albumu kilka razy pod rząd. I co znamienne, Motörhead
cały czas jest sobą. Raz bardziej poważny, potem wpieniony a innym razem
bezczelnie uśmiechnięty, ale zawsze ten sam zespół. Nie jest tak, że ten numer
przypomina tą kapelę a w innym kawałku nasówa się skojarzenie z innym zespołem.
To po prostu Motörhead.
Okładka jest kapitalna. Bardzo
fajny pomysł. Na tarczy jest obowiązkowy Snaggletooth i herby Anglii (Lemmy
jest Anglikiem), Walii (Campbell to Walijczyk) oraz Szwecji (Mikkey Dee to
Szwed choć z rodziny greckich emigrantów). Wewnątrz książeczki znajdziemy
rysunek Lemmy’ego z jego własnym komentarzem - historyjką, teksty piosenek oraz
zdjęcie zespołu w miłym towarzystwie. O ile jednak członków zespołu jest trzech
to babeczki są tylko dwie. Jest to niewybaczalny błąd. Gdzie jest skośnooka
lala?
„Motörizer” to niewiarygodnie dobry album. Słychać na nim świetnie
zgrany zespół, który bawi się swoim graniem nie popadając w efekciarstwo.
Praktycznie każda piosenka z tej płyty sprawdzi się na koncercie. Inna zaleta
jest taka, że tego albumu można słuchać wszędzie i przy różnych okazjach. Nie
ważne czy jedziesz traktorem, tynkujesz ściany, leżysz plackiem na plaży czy
podziwiasz pająki w piwnicy swoich dziadków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz